Gdy dzieciaki odeszły, mój czar
zniknął i znowu padłem ociężale na ziemię z przyczyn przepracowania.
Opracowałem kilka technik nauki, plus wiedziałem, że jeszcze będę musiał zapytać
Dastina o moje propozycje i czy on ma jakieś inne pomysły.
Po krótki odpoczynku [dziwne
było to, że zebrałem siły w tak krótkim czasie(ok.2 min)] wstałem i
pomaszerowałem po picie, na które jak mniemam zasłużyłem (chyba, że ktoś się
nie zgadza - jeśli tak mam to gdzieś).
Jak zwykle "jadalnia"
była zaopatrzona dziwnym trafem w wodę z listkami mięty - moja ulubiona, ale
kto by tam już na to zwracał jakąkolwiek uwagę?
Nalałem sobie cieczy do wysokiej
szklanki i szybko wypiłem jedną, drugą, trzecią, czwartą szklankę. (ale byłem
spragniony!) Będąc w takim znakomitym humorze wyruszyłem do pozornego szpitala,
by posprawdzać jak tam Charlie (ta menda ćpała, więc trzeba było coś z
tym zrobić), czy Anastasia nie potrzebuje zmiany (uparta jest, ale jej organizm
nie znosi jej uporczywości) i trzeba było sprawdzić czy Szary spełnił swe
obowiązki jak należy, bo ten osobnik już zdążył się utopić w radości ze swoich
umiejętności (rym niczym sławny poeta!). Także w obawie przed tym pomysłem
przygotowałem się na widok niedorzeczny, jaki nikomu prócz mej chorej wyobraźni
nie mógłby przyjść na myśl (tak, możecie się tylko domyślać).
Gdy stanąłem przed drzwiami,
uniosłem nogę i kopnąłem, otwierając przy tym drzwi. Wszyscy przytomni
spojrzeli na mnie, a ja miło się uśmiechnąłem. Od razu można było zauważyć, że
tylko Anastasia siedzi ze łzami w oczach i jest coś nie tak. Szybkim krokiem podszedłem
do niej i przykucnąłem przy ćpunie. Chłopak miał zimne poty i widać było, że
męczy się okropnie w śnie. Stękał, kręcił się i prawdopodobnie bił z myślami.
Złapałem go za ramię i w tym momencie trochę się uspokoił, więc prawdopodobnie
jego podświadomość go uspokoiła przez mój gest.
Następnie spojrzałem na
dziewczynę,a ta rzuciła mi się na szyję łkając.
- On tak cierpi... - wykrztusiła z siebie.
- Będzie dobrze, musi tylko przejść przez to co sobie zgotował,
tak jak ty. - odwzajemniłem uścisk.
Nie spodziewałem się, że będę
musiał ją teraz wspierać, ale okazało się to konieczne.
Przywołałem Ami dłonią i
poprosiłem by przypilnowała miecznika, a ja w tym czasie chciałem wziąć
dziewczynę do siebie do domu.
Władowałem Fioletową na ręce i
ruszyłem do siebie.
- Gdzie idziemy? - zapytała nie przestając płakać.
- Do mnie, musisz odpocząć. - odparłem spokojnie.
- Nie, ja muszę go pilnować. - zaczęła się wyrywać.
Sparaliżowałem ją wzrokiem, który podejrzewam, że był
okropny.
Kiedy dotarliśmy do mnie
wpakowałem ją do łóżka, przykryłem. Zasnęła od razu, więc mogłem iść po coś do
jedzenia jak się przebudzi. Ucałowałem ją w czoło i wyszedłem...