niedziela, 13 września 2015

Ona nie daje rady.

Gdy dzieciaki odeszły, mój czar zniknął i znowu padłem ociężale na ziemię z przyczyn przepracowania. Opracowałem kilka technik nauki, plus wiedziałem, że jeszcze będę musiał zapytać Dastina o moje propozycje i czy on ma jakieś inne pomysły.
Po krótki odpoczynku [dziwne było to, że zebrałem siły w tak krótkim czasie(ok.2 min)] wstałem i pomaszerowałem po picie, na które jak mniemam zasłużyłem (chyba, że ktoś się nie zgadza - jeśli tak mam to gdzieś).
Jak zwykle "jadalnia" była zaopatrzona dziwnym trafem w wodę z listkami mięty - moja ulubiona, ale kto by tam już na to zwracał jakąkolwiek uwagę?
Nalałem sobie cieczy do wysokiej szklanki i szybko wypiłem jedną, drugą, trzecią, czwartą szklankę. (ale byłem spragniony!) Będąc w takim znakomitym humorze wyruszyłem do pozornego szpitala, by posprawdzać jak tam Charlie  (ta menda ćpała, więc trzeba było coś z tym zrobić), czy Anastasia nie potrzebuje zmiany (uparta jest, ale jej organizm nie znosi jej uporczywości) i trzeba było sprawdzić czy Szary spełnił swe obowiązki jak należy, bo ten osobnik już zdążył się utopić w radości ze swoich umiejętności (rym niczym sławny poeta!). Także w obawie przed tym pomysłem przygotowałem się na widok niedorzeczny, jaki nikomu prócz mej chorej wyobraźni nie mógłby przyjść na myśl (tak, możecie się tylko domyślać).
Gdy stanąłem przed drzwiami, uniosłem nogę i kopnąłem, otwierając przy tym drzwi. Wszyscy przytomni spojrzeli na mnie, a ja miło się uśmiechnąłem. Od razu można było zauważyć, że tylko Anastasia siedzi ze łzami w oczach i jest coś nie tak. Szybkim krokiem podszedłem do niej i przykucnąłem przy ćpunie. Chłopak miał zimne poty i widać było, że męczy się okropnie w śnie. Stękał, kręcił się i prawdopodobnie bił z myślami. Złapałem go za ramię i w tym momencie trochę się uspokoił, więc prawdopodobnie jego podświadomość go uspokoiła przez mój gest.
Następnie spojrzałem na dziewczynę,a  ta rzuciła mi się na szyję łkając.
- On tak cierpi... - wykrztusiła z siebie.
- Będzie dobrze, musi tylko przejść przez to co sobie zgotował, tak jak ty. - odwzajemniłem uścisk.
Nie spodziewałem się, że będę musiał ją teraz wspierać, ale okazało się to konieczne.
Przywołałem Ami dłonią i poprosiłem by przypilnowała miecznika, a ja w tym czasie chciałem wziąć dziewczynę do siebie do domu.
Władowałem Fioletową na ręce i ruszyłem do siebie.
- Gdzie idziemy? - zapytała nie przestając płakać.
- Do mnie, musisz odpocząć. - odparłem spokojnie.
- Nie, ja muszę go pilnować. - zaczęła się wyrywać.
Sparaliżowałem ją wzrokiem, który podejrzewam, że był okropny.

Kiedy dotarliśmy do mnie wpakowałem ją do łóżka, przykryłem. Zasnęła od razu, więc mogłem iść po coś do jedzenia jak się przebudzi. Ucałowałem ją w czoło i wyszedłem...

niedziela, 6 września 2015

Oliver powraca. - Dastin.

Odnaleźliśmy Olivera, który musiał wcześniej dużo ćwiczyć, a na piasku wokół niego były jakieś dziwne zapiski. Było to nieco zaskakujące, bo ostatnio zrobił się jakiś dziwny i chyba o to właśnie chodziło. Męczył się najwyraźniej nad wieloma sprawami, co mnie martwiło.
Podeszliśmy bliżej Szefa, który leżał jak rozjechana żaba na jezdni i ledwo zipał. Nie zamierzałem mówić mu o naszej przygodzie patrząc jak on wyrzyna sobie flaki. Pierwszy raz mi jest tak kogoś żal, albo może go rozumiem, bo do niedawna wyglądałem podobnie.
Gdy chłopak usłyszał kroki w jego stronę, usiadł na zakończeniu pleców i przeczesał włosy palcami. Natychmiast uspokoił oddech i ozdobił twarz uśmiechem, który wręcz promieniał.
- Wszystko było w porządku? - zapytał; pokazując swój spokój i opanowanie.
- Tak, wszy - Ami już chciała pominąć nieprzyjemną walkę.
- Zaatakowano nas, Ami ucierpiała, ja... Nic... - Scarlet wpadła w swój mały świat.
Chłopak już nie miał tego uśmiechu co wcześniej, ale był spokojny, pogłaskał Scarlet po głowie.
- Skoro wszyscy jesteście tutaj to w porządku. - dziewczę się uspokoiło.
Jednak gdy wzrok Olivera padł na mnie, myślałem, że zaraz mnie zabije i nie wiem czy to było z powodu Ami czy tej drugiej,. ale wiedziałem, że czeka mnie niemiła rozmowa z nim na osobności. 
Następnie chłopak podszedł do Ami i ostrożnie obejrzał, przy czym co chwila posyłał do niej uśmiech.
- Oliver, nic mi się nie stało... Po prostu nie wykonałam dobrze polecenia Dastina. - i w tym momencie zamarłem.
Wódz plemienia bezradnych dzikusów zbladł i chyba próbował się jak najprędzej uspokoić. Przygotowałem swoje mięśnie do walki i czekałem tylko na atak. Ku chwale chłopak zrobił ironiczny uśmiech w moją stronę.
- Kretynie, czy nie kazałem Ci pilnować obydwu? - jego tonacja wydawała się lekceważąca, ale jednocześnie pełna ironii.
- Inaczej by się nie dało. - odwróciłem wzrok.
Nagle stanął przy mnie i złapał mnie za ramię, ścisnął dłoń tak mocno, że ból promieniował aż do palców u dłoni.
- Kretynie, zleciłem Ci pilnowanie ich, znając twoją siłę. Nie lekceważ moich zdolności - to było karcenie, pochwała, groźba?!
- Więc co mam odpowiedzieć? - kiedy spojrzałem mu w oczy on rozpłakał się ze śmiechu - zwariował?
Przykucnął i złapał się za brzuch śmiejąc się na całego, a nasza trójka stanęła jak wryta, bo kto by się spodziewał takiej reakcji. Nagle się uspokoił, ale był w dobrym nastroju.
- Szary, ile masz lat? - zapytał z zadziornym wyrazem twarzy.
- 13 - wymamrotałem.
- Ledwo słyszalne. - uśmiechnął się. - Nie myśl sobie gówniarzy, że jesteś odpowiedzialny. Zleciłem Ci proste zadanie, godne twoich kompetencji, a ty schrzaniłeś. Mogę Ci wyjaśnić to prosto. Jesteśmy w jakimś lesie, buszu czy innym takim, a mam wrażenie, że się świetnie bawisz. Teraz zaniesiesz Panie na barkach, rękach, nogach czy dupie do naszego pozornego szpitalika i sprawdzisz je osobiście. Przy czym masz być miły, bo to sprawdzę. Jeżeli niewiasty poskarżą mi się na Pana to zrobię Panu z życia obóz treningowy. - teraz brzmiał już poważnie.
- No. - mruknąłem.
- "Tak, proszę Pana" - rogi mu rosły, a ogon wywijał się za nim, brakowało tylko ognia piekielnego.
- Tak, proszę Pana. - powiedziałem głośniej.
- No i ot jest odpowiedź. - na pożegnanie dostałem w plecy z całej siły, tak, że się mało nie spotkałem z ziemią.

Po wykonaniu zlecenia najlepiej jak umiałem, udałem się do "jadalni", gdzie zjadłem jak należy. Kiedy wstałem od stołu, powędrowałem do pokoju, gdzie padłem na łóżko i zasnąłem głębokim snem. Jednak przed snem myślałem „ co będzie dalej?”.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Niebezpieczeństwo nie ucichło. - Dastin.

Szliśmy za Ami, która zapierdzielała po drzewach. Prawdopodobnie by mieć na całe otoczenie lepszy widok. Przede mną szła Kryształowa Panna, która ostrożnie rozglądała się wokół. Ja natomiast podążałem za nimi pilnując tyłów. Las na szczęście nie był za gęsty, więc nie musiałem przedzierać się przodem przez jakąś dżunglę.
Nagle Scarlet się zatrzymała i przykucnęła nad jakimiś chwastami.
- To to. - powiedziała tak cicho, że ledwie było ją słychać.
Narwała trochę tego i podążaliśmy dalej. Jednak w pewnej chwili wyczułem, że ktoś za nami podąża. Zatrzymałem się i szybko spojrzałem za siebie, ale nie było tam nikogo, więc użyłem Aury i wtedy...
Ten wielkolud z łysą czachą wyskoczył zza drzew! Szybko odepchnąłem Białą i ominąłem stwora. Dziewczyny pod wpływem strachu stały sparaliżowane, więc musiałem się tym jakoś zam zająć. Jednak zwierz atakować chciał tylko naszą zielarkę. Ochrona kogoś jest bardzo trudna, bo nie raz przyjmowałem jakieś ciosy, a to coś nie chciało paść. Gdy wskoczyłem mu na grzbiet to tam była dziur, ale nie taka zwykła,w  końcu była tak głęboka, że sięgała do kręgosłupa bestii. Ta dziura musiała powstać od jakieś walki, bo nie mam pomysłu od czego innego. Jednak zanim zdążyłem zareagować już leżałem na ziemi. Wtem przypomniałem sobie o mieczach, czy tam sztyletach, które miała Ami.
- Ami! Wskocz mu na grzbiet i z całej siły wbij coś w jego dziurę! - wrzasnąłem i dalej szarpałem się ze stworem.
 Naw szczęście dziewoja się ocknęła i szybko wykonała moje polecenia, ale po wbiciu tam miecza... Ten potwór rzucił nią w drzewo. Moja złość wzrosła, więc roztrzaskałem bestii głowę, a wielkie cielsko walnęło o skały.
Scarlet ze łzami w oczach padła na kolana i zaczęła płakać, a ja podleciałem do Niebieskiej. Puls był w porządku,. do tego kręgosłup i inne rzeczy nie uległy zmianie. Tylko zemdlała. Ta wiadomość pozwoliła mi odetchnąć. Skierowałem się do zrozpaczonej nastolatki i przekazałem wieści, po czym przysiadłem przy drzewie czekając aż jedna się ocknie,a  druga uspokoi.
Kiedy nadszedł ten czas, to dalej zbieraliśmy zioła i wszystko byłby okej, gdyby Ami nie zleciała z drzewa. Zero złamań czy zwichnięć (możliwe?możliwe), ale jednak coś tam ją ręka i noga pobolewały, przez co musiałem wziąć bidule na plecy i taszczyć niczym wielbłąd taszczy swe garby. 
Czy gdybyśmy zostali w naszym świecie to byśmy byli "bezpieczniejsi"? - To pytanie mnie nurtowało od dłuższego czasu, ale snucie domysłów nie miało sensu. Także, po zebraniu odpowiedniej roślinności dziewczynka opuściła me plecy i z wielkim bólem prowadziła nas do "domu".
Zaczęliśmy szukać po powrocie Olivera, ale on wsiąknął. Pytaliśmy wszędzie, ale wsiąkł jak woda w gąbkę i nie chciał dać się wycisnąć.
Ostatecznie poszliśmy na Arenę, a tam...

_________________________________________________________________________________
Burzę rzeczywistość jednym tchnieniem,
Jednym jedynym bez skrupułów pragnieniem.
Niezrozumiana przez  siebie,
Przez drzewa czy kamienie,
Żywych czy martwych.
Ból nie opuszcza, mimo, że go nie odczuwam,
A kwiat umarłych porasta me ciało od środka.
Zegarmistrz pokazuje ze smutkiem zegarek,
A ja siedzę i płaczę,
Boję się i mamrocze,

Ale nikt tego nie zrozumie, ponieważ ja sama zrozumieć nie umiem.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdzielenie.

W jadalni byłem sam, ale mój posiłek czekał. Zasiadłem więc do niego i po najedzeniu się postanawiałem zebrać wszystkich zdrowych w jadalni. Mój pomysł był dość dziwny, bo chciałem spytać ludzi o ich umiejętności oraz to czym będą wstanie zmarnować jedną noc na zadbanie o chorych, tak bym ja zaplanował atrakcje na drugi dzień.
Jak postanowiłem tak też zrobiłem, a w jadalni czekał na nas deser. Wszyscy usiedli,a  ja stanąłem tak by wszyscy mnie widzieli.
- Mam kilka pomysłów na przetrwanie w tym dziwnym miejscu, ale musicie mi pomóc! Proszę was byście wyjawili mi swoje umiejętności, które mogą być przydatne dla nas wszystkich. Mam nadzieję także, że pomożecie mi z chorymi, bym ja ułożył sobie moje chwiejne pomysły w całość.
- Zacznę - pierwszy odezwał się Dastin.- Jestem silny, więc mogę przenosić wiele rzeczy na raz. Znam się na pierwszej pomocy i szklono mnie na lekarza.- czy tylko mnie to dziwi?
- Um... - teraz nasza kruszynka.- Nie umiem za wiele, tylko dbać o rośliny... Czy to przydatne?
- Tak Scarlet, zwłaszcza, że nie wiele osób to potrafi. - pocieszyłem ją i rozejrzałem się.
- Mam dobrą orientację w terenie i jestem dobra w rysowaniu, polokowaniu, czy wchodzeniu na wysokie budowle i drzewa. - moja cudna maleńka jest świetna!
- Dziękuję za informacje. Czy dacie radę zająć się chorymi? - wszyscy ku mojemu zdziwieniu przytaknęli.
- W sumie to łatwo ich wyleczyć, tylko potrzebuję paru roślin. - Dastin wstał.
- Scarlet, poszukaj z nim tego czego potrzebuje. Daje wam na to cały dzień, przy czym kierujecie się do lasu z Ami. Jednak... - zawahałem się lekko.- Najpierw chce byście pokazali mi Aury.
- Wyjdźmy. - chłopak skierował się do drzwi.
Deszcz ustał i wyszło słonce, kiedy my stanęliśmy na mokrym jeszcze piachu. Szary od razu pokazał swój kolor nad, którym świetnie panował. Ami zaraz za nim wybuchnęła ogromnym światłem, który oślepiał.
-Nie denerwuj się, pomyśl, że coś chce usilnie wyjść z Ciebie, ale to zatrzymujesz. - chłopak starał się wytłumaczyć jej jak panować nad Energią.
Jednak to nie działało za dobrze, bo ona znikała. Natomiast gdy dziewczyna znowu próbowała wypuścić Aurę to ona wydobywała się z niej bez zmian.
- Odpuśćmy sobie, ważne, że będzie umiała się bronić. Chowaj ją. - uznałem, że to na nic.
Biała za to nie mogła jej z siebie wydostać, dlatego wszystko zostawiałem pod czujnym okiem Dastina. Oczywiście Ami odpowiadała za ochronę kruszynki, ale Szary za nie obydwie.
Kiedy wszyscy ruszyli w swoje strony by zająć się swoimi "zleceniami", ja udałem się nad wodę by przemyśleć pewne możliwości.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Czy zawsze tak będzie?

- Oliver! - usłyszałem nagle i aż przeszedł mnie dreszcz zdziwienia.
- Słucham. - odwróciłem się
- Wszystko w porządku? - ahhh Ami jak zwykle troszczyła się o mnie.
   Tak, to było cudowne, jakbym miał młodszą siostrzyczkę, dla, której jestem przykładem, a wręcz bóstwem.
- Tak, nie martw się o mnie. Jak ty się czujesz? - jak na starszego braciszka przystało muszę dbać o maleństwo.
- Martwię się o resztę. - spojrzała na chorujących.
- Spokojnie, znajdziemy metodę by wszystko było dobrze. Jaka jest pogoda? - wolałem zmienić temat.
- Pada, od wczoraj.. - oznajmiła krótko.
- Hmmm, niebo się pogniewało? - uśmiechnąłem się, przy czym pokazałem moje zęby.
Właśnie, moje zęby... Przecież były nie myte od... No, nie wiem, jakoś w każdym razie wszyscy znosili swoje oddechy. Przydałoby się używanie jakichś roślin w odpowiedni sposób do tego, ale wtedy o tym naturalnie nie myślałem i gdy tak szczerzyłem żółte zębiska, dziewczynka w końcu dostała rumianych policzków i szczęścia w oczach. Pewnie teraz myślicie "śmiała się z tych zębów", ale wydaje mi się, że kiedy człowiek był w tak opłakanym stanie to radował się małymi rzeczami, a nie jak pospolity człowiek z takiej głupoty. Mylę się? To zaszczyć mnie twoim komentarzem, który zaprzeczałby mej teorii.
-Pójdę po jedzenie dla chorych.- Charlie jak zwykle dobroduszny.
- Nie. - moja mina drastyczni się zmieniła i uchyliłem łeb.
- Przestań. - warknął pod nosem.
- Ami, pójdziesz po jedzenie? - zachowywałem się jak baba z okresem, ale przecież ta sytuacja była taaaka skomplikowana.
   Pokiwała i poszła do "jadalni", gdzie prawdopodobnie czekały już posiłki.
- Charlie idź spać, a Anastasia się Tobą zaopiekuje. - mój grobowy humor powrócił.
- Nie licz na to. Kto się zajmie resztą? - gadał jak pomylony.
- Człowieku tu leży tylko chora na nie wiadomo co laska, Kilmian, Clara i Alen.- teraz zacząłem się wściekać.
- Reszta nie wie.. - zaczął, ale nie skończył.
- Jak się nimi zajmować? A ty wiesz? Ćpając im pomagasz?- Anastasia skuliła się w kłębek ze stresu.
- Wiesz, że to nie tak. - westchnął.
- Dobranoc. - odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia.
- Olity głupku... - Anastasia wyszeptała pod nosem.
- Odezwała się. -warknąłem tak by usłyszała
Wyszedłem przed drzwi, którymi trzasnąłem. Popadywało lekko, ale to już nie była ulewa. Osunąłem się na ziemię i z drżącymi rękami na kolanach zacząłem rozmyślać co dalej. Nie mamy pojęcia o tych cholernych mocach, roślinach, które tu rosną. Zamiast znajdować odpowiedzi, czy wyjścia z sytuacji wciąż namnażałem pytania. Kiepski ze mnie przywódca, no nie?

   Postanowiłem powstać i iść coś zjeść, to było najmądrzejsze póki co.

niedziela, 26 lipca 2015

Ta dziewczyna jest problematyczna.

Otworzyłem powoli oczy i stęknąłem, bo ktoś leżał na moim brzuchu. Podniosłem głowę, tak, że mogłem zobaczyć, kto w taki bezczelny sposób leży na chorym. Okazało się, że to Anastasia, a kiedy zamierzałem skomentować w myślach jej głupotę, moją uwagę przykuły czyjeś kroki. Stanął nade mną Charlie, tak bym bezproblemowo mógł na niego patrzeć i nie czuł się niekomfortowo *Aishhh, ten dupek jest naprawdę inteligentny.* - nie uszło to mojej uwadze.
Ułożył usta w stylu "wszystko masz wypisane na twarzy, wiem o czym myślisz i mógłbyś się z tym kryć". Tak jest możliwe takie ułożenie ust! Nie robię z nikogo durnia.
- Nie wkurzaj się na nią, siedziała tu całą noc nad Tobą.- westchnął głęboko.
   *Jest zmartwiony?* - moja prawa brew uniosła się do góry, co tradycyjnie nie umknęło uwadze mego rozmówcy.
- Aigooo, mógłbyś słuchać co do Ciebie mówię? - chyba zacząłem grać mu na nerwach, co niezmiernie mnie cieszyło.
- Słucham uważnie. Więc... Dziewczyna troszczyła się o mnie całą noc i powinienem być wdzięczny? - pytanie pierwsza klasa, ale znałem odpowiedź.
- Tak. - powiedział bez namysłu.
- Zasnęła na chorej osobie, to głupota, więc nie mam za co być jej wdzięczny. - uparty potrafię być niczym osioł, ale przecież miałem rację!
- Aleś ty uparty. - przewrócił oczami.
- No dalej, wiem, że jeszcze nie skończyłeś gadać. Z jakiegoś powodu martwisz się o nią. - w końcu spoważniałem (proszę się nie śmiać, serio spoważniałem).
- Wkurzysz się. - uciekał od odpowiedzi.
- To wstanę i dostaniesz w pysk. - wzruszyłem ramionami.
   Spojrzał na mnie z takim wyrazem jakby chciał powiedzieć "SERIO? Pocieszające".
- Podałem jej roślinę, którą biorę od jakiegoś czasu i jest ona podobna do narkotyków. Daje Ci dawkę energii, a później, kiedy to działanie kończy się, to masz zawroty głowy i zasypiasz. Do tego dochodzą niespokojne sny. - wyjaśnił.
   Kontrolowanie się mi nie szło, więc usiadłem powoli, tak by nie zbudzić dziewczyny. Po czym obudziłem ją jak należy. Ona otworzyła oczy i usiadła, po czym przetarła twarz dłońmi. Ja za to wstałem i szybko otwartą dłonią uderzyłem chłopaka w prawy policzek (ponieważ użyłem prawej ręki). Filetowa szybko wstała i odepchnęła mnie lekko od Różowego.
- Co wy wyprawiacie?!- patrzyła na nas zdenerwowana.
- Nooo, niech nasz Pan i Władca powie co podał sobie kilkakrotnie i Tobie dzisiejszej nocy. - byłem ostro wkurzony, ale przecież jedno uderzenie mu już w zupełności wystarczyło.
   Dziewczyna spojrzała na mnie z dumą i powiedziała:
- Podał mi roślinę psychoaktywną, bo chciał mi pomóc i martwił się o moje zdrowie. Ja w tym czasie za to martwiłam się bardziej o Ciebie i widział, że nie zmusi mnie do snu, bądź zostawienia go w twoich rękach.
   *Ta dziewczyna jest niemożliwa!!!*-  wykrzyczałem w myślach.
- Czym ty się szczycisz? - zrobiłem parę kroków w jej stronę i stanąłem dość blisko niej, tak by patrzyła mi w oczy z mniejszą odwagą.
- Ja... Po prostu... - zadziałało, wpadła jak śliwka w kompot!
- Przestań. - skierował te słowa do mnie.
- Chroń księżniczkę. - zmrużyłem oczy i w tym czasie przy moim jabłku Adama spoczął ostry jak brzytwa miecz.
- Ccccc- co wy robicie?! - przeraźliwy wrzask skarcił moje biedne uszy.
- Przepraszam, źle go zrozumiałem. - narzędzie opadło.
   Dziewczyna stanęła na palcach i stuknęła nas obu pięścią w głowę, co lekko zabolało.
- Nigdy więcej takich akcji, pogódźcie się! - czułem się jakby mamusia kazała dwóm synkom podać sobie łapki na zgodę.
*Irytująca* - pomyślałem, ale kiwnąłem głową na zgodę. Charlie zrobił to samo i byliśmy teoretycznie pogodzeni, ale on nadal wiedział, że trochę minie zanim mi złość przejdzie.

- Oliver!

niedziela, 19 lipca 2015

Narkotyk? - Anastasia.

Kiedy Oliver zemdlał ułożyłam go w bezpiecznej pozycji i sprawdziłam czy nie jest chory. Niestety, miał gorączkę i wyglądał jakby się męczył. Szybko poszłam po kawałek tkaniny i zamoczyłam ją w zimnej wodzie, po czym płożyłam mu na czoło. Usiadłam koło niego dość wygodnie i sprawdziłam oddech. Sapał mocno i uzbierało mu się kataru w nosie. Bałam się o to by nie zachorował na coś przez co może umrzeć.
Siedziałam tak i ciągle zmieniałam mu tkaninę na czole i pilnowałam go. Było mi bardzo ciężkie nie zasnąć, ale zmartwienie wygrywało. Włosy opadały mi na twarz i było dość zimno, do tego straciłam poczucie czasu. Wszystko zaczynało mnie boleć i nie wiedziałam już jak się układać, ale nadal ślęczałam nad Liderem. W końcu poczułam, że ktoś kładzie mi na ramiona bluzę.Odwróciłam się mozolnie, a nade mną ujrzałam Charliego. Uśmiechnął się lekko i przyłożył mi dłoń do czoła,   po czym pokręcił głową i kucną.
- Źle wyglądasz, idź spać. - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie.. - pokiwałam przecząco głową.
- Posiedzę przy nim. - westchnął.
- Nie.. Ty się codziennie męczysz i... - już nie wiedziałam co mówić, bo moja głowa nie była w stanie już myśleć.
- Dobra. - wstał i poszedł po coś, po czym wrócił i dał mi jakąś roślinę.- Żuj, poczujesz się lepiej.
    Niechętnie wzięłam roślinę i ostrożnie żułam, ale smak okazał się dobry. Był słodki i inny, do tego dał mi od razu więcej energii. Chłopak odszedł, jak tylko moje oczy rozbłysły. Widać było, że zrobił to niechętnie, ale dla mojego dobra. 
Po dłuższym czasie wróciło zmęczenie, ale było wiele mocniejsze i do tego kręciło mi się w głowie. Siedziałam tak chwilę, ale musiałam mimowolnie płożyć się na chorym i zasnąć. Sny miałam okropne, albo przed kimś/czymś uciekałam, albo próbowałam wydostać się z jakichś ciemnych pomieszczeń.  Było to prawdopodobnie spowodowane przez tą dziwną roślinkę, chociaż dostałam tylko łodyżkę i to taką małą jak mój mały palec. Jednak faktem było, że nie znałam tych roślin, a Charlie... On pewnie jakoś przypadkiem to odkrył, tylko... Ile on już na tym jedzie?

niedziela, 12 lipca 2015

To nie tak. - Mayu

*Nie pozwolę wam umrzeć! Nikomu!* - pomyślałam podczas kiedy oglądałam w kolorowych bańkach całą scenę.
Moje oczy rozszerzyły się, a serce niewiarygodnie szybko zaczęło bić. To było coś jak uderzenie w twarz, "moje dzieci" miałby umrzeć... Wiedziałam, że na to nie pozwolę, chociaż była za to okropna kara.
   Z powodu tej okropnej kary tworzyłam kobiety, które i ta... Nie. Dziewczyny, które i tak szły na stracenie. Co było najgorsze w tym moim egoizmie? Biedne ginęły, zanim poznały czym jest słodka miłość, czy gorzkie łzy z powodu stracenia tej miłości. Zdawałam sobie sprawę z tego jakie to smutne, gdyż sama wbrew wszystkiemu z tego zrezygnowałam, a me serce nigdy nie znajdzie ukojenia.
   Podniosłam ręce do góry i pogrążana w strachu stworzyłam dziewczynę. Narodziła się z otwartymi oczyma, które były urocze i bardzo niewinne. Jej rumiane policzki i blada skóra idealnie się komponowały podczas kiedy włosy delikatnie powiewały w próżni.
- Wbrew wszystkiemu... - cała drżałam, a z oczu pociekły mi łzy.
- Czy... Czy zrobiłam coś? - dziewczyna miała teraz wyraz twarzy, który mówił jedno " to moja wina".
- Nie. - spojrzałam jej w oczy i zacisnęłam dłonie na ramionach, przy czym szarpnęłam ją delikatnie, a ona zrobiła krok w moją stronę- Ja... Musisz zrobić wszystko, żeby on - wskazałam na Dastina- przeżył. Stracisz życie, będzie bolał, ale nie możesz się poddać. - rozkazałam bezdusznie.
- Zrobię to. - głupiutka nie wiedziała nawet czym jest śmierć...
   Jej stwórczymi jej kazała umrzeć... Po stworzeniu, to takie straszne... Jednak nie mogłam nic innego zrobić w tym wypadku i głucha na sumienie zesłałam ją do innego świata by ratowała "moje dziecię".
   Padłam na kolana i patrzyłam na to co się działo, a kiedy w końcu Szary był bezpieczny w moich oczach zagościły łzy radości. Zapomniałam od razu o tym, że zabiłam kogoś ponownie. Liczył się fakt, że wszyscy żyją i nikt nie umiera. Gdy kamień spadł mi z serca i nacieszyłam się wszystkim, spojrzałam jeszcze raz na sytuację i wtedy moje serce się zatrzymało. Oliver cierpiał kolejne katusze, bo taka idiotka jak ja poświęciła kogoś. Teraz czułam wyrzuty sumienia, a do tego dochodziły te dobre uczucia co sprawiało u mnie zawroty głowy i utratę wielu sił.
- Pani! - Miru przybiegła jak zwykle w tym moim apogeum emocji.
Złapała mnie w ramiona i trzymała dopóki się nie uspokoiłam, a później jak zwykle wyszeptała mi te słowa na ucho z uśmiechem na twarzy. Wstała szybko i poprosiła bym usiadła na krześle do herbaty i ciasta.
Czasami wydawał mi się, że tylko ona mnie rozumie.

niedziela, 28 czerwca 2015

Znowu to samo.

*To koniec* - stwierdziłem i szybko wstałem, odbijając się od piachu dłońmi.
   Aura, która otaczała moja zbolałe ciało pozwoliła mi widzieć przez deszcz. Teraz rozumiałem czemu Szary tak szybko zareagował. Prawdopodobnie miał wyćwiczone wiele rzeczy, chociaż nie wiedziałem kiedy ćwiczył, to ćwiczył.
Wściekły całą sytuacją ruszyłem jak dziki tygrys po ofiarę. ( W tym miejscu zaoszczędzę wam informacji o tej krwawej walce, ponieważ drastyczne momenty nie przerastają typowych dla świata zwierząt niehodowanych). Kiedy Dastin leżał przy moich stopach i powoli się wykrwawiał ja powróciłem do świata ludzi i szybko rozdarłem bluzkę by pomóc mu przeżyć. Wiedziałem, że nie poradzę sobie bez umiejętności i sprzętu lekarzy, ale wciąż próbowałem... Do póki chłopak nie złapał mnie za rękę.
- Odpuść, nie dasz rady. - wychrypiał.
- Zamknij się! - drżącymi rękami wiązałem podartą odzież.
- Heh, nie spodziewałem się takiej siły... Zasłużyłeś na to by być Liderem. - chrzanił krwawiąc z ust.
- Nie denerwuj mnie.- warknąłem.
- Ja to zrobię. - delikatne dłonie zabrały moje ręce na bok.
Kolejna dziewczyna, która używała swojej mocy, by pomóc. Automatycznie odepchnąłem ją od chłopaka.
- Nie dotykaj! Nie pozwolę Ci zginać! - osłoniłem Dastina rękami.
   Dziewczyna w szoku siedziała na piasku i mokła.  Zesmutniała wyraźnie i... Padłem na ziemię, przez jej moc. Nie mogłem się ruszyć, a ona szybko zaczęła leczyć rannego. Podczas kiedy dziewczę umierało, chłopak zdrowiał, a ja łykałem wodę litrami to deszcz przestawał padać. Kiedy ulewa przeszła dziewczyna zmarła, padła niczym poprzednia i zmieniła swoją postać z ducha w człowieka. Szary spał, a ja mogłem wstać.
   Zerwałem się jak nienormalny i złapałem zwłoki w ręce i przytuliłem do siebie. Rozpłakałem się jak dziecko, które straciło babcię. Zanim się uspokoiłem to trochę powyłem, ale kiedy w końcu skończyłem lamentować obudziłem śpiącego i wziąłem chłodne ciało na ręce.
- Idziemy. - powiedziałem grobowo.
- Daj, ty nie masz sił. - odebrał nieznana osobę i poszliśmy do prowizorycznego szpitala, gdzie skryli się dosłownie wszyscy.
Gdy tylko drzwi skrzypnęły i starliśmy w  progu Charlie podszedł po dziewoję, a Anastasia wskazała miejsce gdzie mam usiąść. Ami osunęła się, a w jej oczach stanęły łzy co mnie jeszcze bardziej zasmuciło i zdołowało.  Na nic innego później nie zwracałem uwagi, bo zemdlałem...


niedziela, 21 czerwca 2015

Dwóch na jednego?!

- Przepraszam was za mój brak rozwagi i dziękuję za pomoc. - uchyliłem głowę.
   Ami natychmiast rzuciła się na mnie w geście okazania swej miłości, natomiast Charlie uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową na znak, że zrozumiał o co mi chodziło.
- Alen teraz twoja kolej. - usłyszałem drwiący głos Dastina.
Odwróciłem się w stronę kolejnego władcy wieśniaków i wiedziałem co się szykuje. Alen natychmiast wstał i użył Aury, po czym stanął do mnie twarzą w twarz. Chęć jego zemsty przeszyła całe moje ciało i rozumiałem, że nie będę mógł mu popuścić.
   Podszedłem do mojego przeciwnika na odległość wyciągniętej ręki i również użyłem mojej Aury, przy czym ja nie byłem pełen agresji tak jak on.
- Zaczynajcie! - zanim chłopak się zamachnął już został oddalony na marę metrów, mocnym kopem.
   Po sekundzie Czarny biegł z ogromną prędkością w moją stronę, poruszaliśmy się tak szybko, ze ciężko mi było zrozumieć moje ruchy, były samowolne. Raz używałem rąk, raz nóg, blokowałem go i próbowałem uderzyć, czy też kopnąć. Było to oczywiście trudne, zwłaszcza, że on szukał zemsty w przeciwieństwie do mnie. Nie zamierzałem jednak przegrać i w końcu postanowiłem jakoś odpowiednio zareagować. Złapałem go za nadgarstek, trzy razy walnąłem z główki, złapałem za szyję i mocno ścisnąłem dłoń. Chłopak jednak nie zamierzał się tak łatwo poddawać i próbował mnie kopnąć, ale przez to tylko mocniej zacisnąłem dłonie. By nie ryzykować za dużo, zamachnąłem się jego ciałem i mocno przypakowałem nim w ziemię. U człowieka skończyłoby się to na złamaniu kręgosłupa, ale u mego kolegi skończyło się tylko opluciem się krwią i straceniem przytomności.
   Od razu schowałem czerwony kolor, który owijał moje ciało i padłem na kolana mocno dysząc. Tyle walk na raz mnie wykończyło. Jednak dla Dastina to był dopiero początek ohydnej rywalizacji w celu zdobycia nagrody, jaką było zostanie Liderem.
- Czas na Kilmiana, ale żeby było zabawniej ja dotłoczę się do niego. - to dało mi sygnał, że Pan i Władca rozszyfrował moje zagrywki.
   Uniosłem głowę i spojrzałem morderczo na przeciwnika, który zadawał mi coraz większe cisy psychiczne. Teraz chciał mi zapewnić zabawę fizyczną.
   Wstałem szybko i rozbłysnąłem czerwienią, a w mojej głowie pojawił się tylko jeden cel. Nie wiem, czy wiecie, ale kiedy człowiek jest na skraju swoich możliwości i już kończy jakąś drogę to zyskuje największą siłę. Głupie? A jednak dodaje kopa!
   Kilmian, który wyglądał jak przestraszony szczeniaczek spojrzał na trzęsące się dłonie i wpadł w histerię. Prawdopodobnie przyczyną tego zajścia był brak ukazywania się jego mocy. Natomiast Dastin śmiał się w najlepsze, jego szara Aura ukazała się tak szybko jak moja, ale podczas kiedy on rył niczym głupi małpiszon ja powaliłem Kilmiana i ruszyłem na niego.
   Dostał w pysk, przy pomocy mojego buta. Wtedy już przestał się śmiać i spoważniał. Zaczęła się okrutna walka, w której każdy z nas odnosił duże obrażenia. U siebie podejrzewałem ze dwa złamane żeberka, z 8 mocno krwawiących ran oraz złamaną rękę. Co do kolegi to nie miałem pojęcia, bo nie pokazywał po sobie żadnych problemów. Nasza walka trwała już 2 godziny, kiedy nagle lunęło. Widoczność była kiepska, a bieganie po piasku było utrudnione, do tego nie wiedziałem co robi reszta. Podejrzenia co do reszty grupy były jasne, bo pewnie schowali się w domach, albo w jakimś innym miejscu.

Kiedy tak stałem zastanawiając się nad losami innych moja twarz spotkała się z pięścią Szarego. Upadłem...

niedziela, 7 czerwca 2015

Krytyczny stan.

- Słuchajcie wszyscy! Dzisiejszym kolorem jest Scarlet! A teraz prosiłabym o wspólne wyruszenie na "koloseum". - paniusia z wielkim ego przemówiła, ja tylko czekam na jej kolor.
- To się zbieramy. - wstałem od stołu, a moja radość pozwoliła reszcie się wziąć w garść.
Znowu wieśniaki szły za królową do póki nie dotarliśmy do owego "koloseum". Stanąłem przygarbiony z rękami w kieszeniach i starając się nie być smutnym. Dzisiaj było bardzo duszno, co oznaczało, że będzie padać, a do tego wszystkiego nie było nawet wietrzyku, który lekko by mi pozwolił się skupić. Scarlet stanęła przede mną i wyglądała jakby chciała się popłakać. Teraz pewnie wzbudza to w was żal i smutek, bo biedne dziewczę będzie bite, otóż nie to będzie najgorsze w tamtej bitwie.
- Zaczynajcie! - krzyknął Dastin, ale dziewczyna zadrżała i przycisnęła dłonie do piersi.
   Wiedziałem, że zaraz coś powie. Jej pozycja wskazywała na to, że zbiera się na odwagę i nie chodziło tu tylko o jej dłonie, ale także o lekko ugięte kolana i głowę skierowaną ku ziemi. Niespodziewanie podniosła głowę, a z jej oczu płynęły łzy.
- Ja nie chcę! Nie będę walczyć! On mnie uratował... Uratował... - powoli ściszała głos.
   Wydawało się, że zaraz padnie na ziemię i będzie płakać dopóki się to wszystko nie skończy, jednak nie mogłem na to pozwolić. Błysnęła moja Aura, a ja podbiegłem do niej i ułożyłem rękę tak by zadać cios, a gdy byłem dostatecznie blisko niej, a dokładniej przy jej głowie powiedziałem " Udawaj, że zemdlałaś od ciosu". Wyprzedziłem ludzkie oko, a ona padła gdy stanąłem za nią. Pierwszy raz byłem w stanie zaufać komuś na tyle by coś udawał.
   Biała została ściągnięta z areny i czekałem tylko czyj kolor będzie kolejny. Oddychałem ciężko i starałem się zachować spokój, mimo tego jak t wszystko działało na moją psychikę. Kiedy zamykałem oczy to kręciło mi się w głowie, nie mogłem więc się w taki sposób uspokoić. Nie miałem także śliny do przełknięcia, ani picia w pobliżu. Prawdziwa męczarnia, a to dopiero początek moich katuszy.
- Teraz... Teraz ja... - Aylin pobladła.
   Ja za to uśmiechnąłem się okrutnie, wyprostowałem, a oczy płonęły mi ze wściekłości i radości za razem.
- Nie rób jej krzywdy! - Alen był gotowy biec jej na pomoc.
- Zaczynamy. - spojrzałem jej w oczy i zgasiłem Aurę.
   Podbiegłem do niej i dostała kopa w twarz, przy czym straciła trochę krwi i padła na ziemię. Szedłem powoli,a  moje buty delektowały się piaskiem, za to kobieta starała się jak najszybciej wstać,a  gdy jej się udało ja stałem za nią. Teraz kopnąłem ją tak by klęknęła, złapałem za włosy i z pełną siłą człowieka zaryłem jej twarzą o piach. Ofiara zaczęła szlochać, ale nie błagała o litość. Puściłem ją i odszedłem na parę kroków.
    Ty! - bohater wrzasnął i chciał księżniczce polecieć na ratunek, ale Charlie złapał go za szmaty, kopnął w zgięcie u nóg i przyłożył miecz do gardła.
- Rusz się a nawet nie zobaczysz końca walki. Nie odwracaj wzroku i nie zamykaj też powiek, bo Ci zrobię z życia piekło. - mruknął wściekły Miecznik.
- Już to robisz! On ją krzywdzi! - teraz to jemu leciały łzy z oczu.
   Złapałem królową za szyję i postawiłem tak by patrzyli sobie w oczy.
- Przez to ścierwo cierpi teraz wiele osób, do tego sama ułożyła takie zasady. Mam jej darować? Szybciej się zabiję. - wszyscy obecni byli przerażeni sytuacją, ale nikt się nie odzywał przez dłuższą chwilę.
- Oliver... Proszę... Daruj im. - Ami się popłakała jak zwykle.
- Przez nich skrzywdziłem Carlę,a  ty cierpiałaś! - ni mogłem się pohamować.
- Powiedziałeś, że nikomu z nas nie stanie się krzywda. - wyszlochała.
   Wtedy wytrzeźwiałem, Aylin dostała parę razy w brzuch i padła nieprzytomna. Planowałem ją zabić, ale Ami miała rację, obiecałem jej coś.

Charlie puścił głupca, a ten natychmiast podleciał do medyczki i zaczął nad nią się użalać. Ja natomiast ruszyłem w stronę Różowego i Żółtej by im coś powiedzieć.

niedziela, 31 maja 2015

Oliver z innej strony.

- Jest chłodno i pada, weźcie to. - nałożył na nas "pelerynkę", po czym zamknął za nami drzwi.
   Lało niemiłosiernie, do tego było strasznie ciemno i nie wiedziałem jak mam dotrzeć do swojego domku! Wpadłem jednak na pomysł, by swoją Aurą rozświetlić drogę. To był plan doskonały, ponieważ nie było tu latarek, a do tego nie mieliśmy telefonów (jak zdążyliście zauważać wcześniej nasza grupa nie jest normalna i odstajemy od ludzi). Podczas kiedy moje ciało emitowało światło, a deszcz uderzał o naszą ochronną tkaninę ja rozmyślałem nad kolejnym pojedynkiem i na tym jak to wszystko może się zakończyć. Prawdopodobieństwo naszego wyginięcia z dnia na dzień się zwiększa, chociaż myślę, że niektórych poruszyła ostatnia scena mojej walki, a Aylin dało do myślenia to co ja powiedziałem.
Zanim się zorientowałem byłem już przed drzwiami mojego domu, do którego pospiesznie wszedłem. Zamknąłem za sobą drzwi, zdjąłem pelerynkę i położyłem dzieciątko na moim łóżku. "Kolejna nocka na ziemi - kocham to" - pierwsza myśl gdy spojrzałem na ciało, które drżało na łóżku z zimna. Szybko ją przykryłem i usiadłem przy łóżku przodem do drzwi.
   Kiedy tak siedziałem to moją uwagę przykuły palące się świeczki "Ktoś tu był?" - moje myśli wkroczyły w stan całkowitego przejęcia się sprawą. Nade wszystko drzwi nie skrzypiały... Wstałem powoli i chwiejnie, po czym urządziłem sobie przechadzkę po i tak małym pomieszczeniu.
   Naturalnie nic nie znalazłem, zero śladów butów, czy czegokolwiek. Byłem wycieńczony, a jutro czekał mnie kolejny ciężki dzień, więc postanowiłem się zdrzemnąć. Spałem może ze 3 godziny, ku chwale Bogom nie miałem koszmarów,a  deszcz mnie nie zbudził.
   Rano wstałem jako pierwszy, słońce akurat wschodziło i zaglądało już do mojego okna, a świeczki były wypalone kompletnie. Przysiadłem na podłodze i potargałem prawą dłonią włosy. Ziewnąłem, po czym przetarłem oczy dłońmi zaciśniętymi w pięści. Kolejnym etapem poranka było rozciągniecie, zachowanie niczym kocie, ale nic nie mogę poradzić na moje zachowanie. Wyszedłem na dwór się odlać na szybko i wróciłem do środka mej posiadłości.
   Dziewczynka siedziała przy oknie wpatrując się w przestrzeń, do póki nie usłyszała moich kroków. Odwróciła głowę i rozszerzyły jej się źrenice. " O nie kochana, ja pedofilem nie jestem." - pierwsze co cisnęło mi się na wargi.
- Nie mogłem zanieść Ciebie do twojego domu, ani zostawić Charliemu. - mruknąłem niedbale.
  Stałem przygarbiony, ze skrzyżowanymi rękoma i opierałem się o ścianę.Głowa delikatnie opadała mi na prawą stronę, a słoneczne promienie padały prosto na mnie.
  Delikatnie kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Jesteś pewnie już głodna. Poza tym musisz nabrać siły na dzisiejszy pokaz. Zbieraj się i chodźmy. - dziewczyna zmarkotniała.
- Nie chce tam iść. - ledwo co ja usłyszałem.
- Zaufaj mi. - uśmiechnąłem się do niej.
Niechętnie wstała z łóżka i poszliśmy się najeść. Wszyscy już siedzieli przy stołach, a nawet Charlie z podkrążonymi oczyma jadł łapczywie. Usiadłem obok niego,a  Ami tam gdzie siedziała ostatnio, mimo braku Carli.
- Ja dzisiaj zostanę przy rannych. - wycedziłem nagle.
   Miecznik odłożył widelec i przełknął to co miał w buzi.
- Ja to zrobię. - uparty jak zwykle.
- Ty dzisiaj odpoczniesz, poza tym nie wiadomo z kim będzie dzisiaj walka. - stwierdziłem.
- Dam radę. - uparty dzieciak!
- To nie prośba. - uśmiechnąłem się wrednie.
- Ale ty musisz wypoczywać na kolejne walki. - buntowniś.
- Nie dyskutuj ze mną.- ten uśmieszek nie schodził mi  z twarzy.

- Słuchajcie wszyscy!

czwartek, 28 maja 2015

Dalsze poczynania.

- Zaczekaj... To nie koniec... - usłyszałem posępny głos dziewczyny.
Odszedłem bez słowa by zająć się tym co najważniejsze w tej chwili.- Ami i poszkodowani. Słońce skryło się za chmury, jakby było zawstydzone, czy też znudzone. Zbierało się na deszcz, albo i burzę. Ja mimo zapowiadającej się pogody nie zamierzałem przyśpieszać kroku i szedłem tym samym wolnym tempem co zawsze. W moim ciele buzowały uczucia, jednak ja byłem na zewnątrz spokojny i przygnębiony. Nie sposób było zapomnieć tego jak potraktowałem kobiety w moim otoczeniu i nie mam pojęcia czy zostanie mi to wybaczone. Można stwierdzić, że zawsze jest inne wyjście, a moim zadaniem jest jego szukanie, tylko co mi po tym... Mało czasu, szaleństwo siedzące w innych i ja... Sam... Ze wsparciem tylko Charliego, który i tak mi za dużo pomaga.
Nim się obejrzałem dotarłem do "szpitala". Jednak po wejściu do środka budynku zamurowało mnie. Wszyscy darli ze sobą koty, Ami siedziała w kącie trzymając się za głowę, a Miecznik ślęczał nad nieprzytomnymi dziewczynami. Nikt się nawet nie przejął moim wejściem.
- Cisza. - powiedziałem pod nosem.
Dalej się wydzierali.
- Cisza. - powiedziałem nieco głośnie.
   Oni dalej swoje.
- Cisza. - tym razem odezwałem się o wiele głośniej.
   Nadal mnie ignorowali.
- Zamknąć mordy głupie gnoje! - teraz wszyscy się na mnie spojrzeli milcząc.
- Nie pozwalaj sobie! - Alen warknął na mnie.
- Nie krzycz na mnie bezmózgi kretynie. - powiedziałem spokojnie i włożyłem ręce w kieszenie.
- Odezwał się geniusz roku! - kłótnia start.
- Ja? - zaśmiałem się. - Wybacz śmiech, ale zamiast pomagać Charliemu to ty sterczysz i się kłócisz.
    Dwie dziewczyny leżą nieprzytomne, a jedna załamała się psychicznie przez twoją Paniusię. Gdzie pokazałeś w całej tej sytuacji swoją mądrość? - zakpiłem.
- Mogłeś ich nie bić! - nadal się darł.
- Żebym nagle stał się wygnańcem, bądź też męczennikiem, albo ofiarą? Byście wszyscy potracili kompletnie nadzieję? - pytałem retorycznie.
- Co ty gadasz? Aylin taka nie jest! - szał go dopadł.
- Rozejrzyj się. Czyje to zamiary doprowadziły do tego? Już zapomniałeś jak to wyglądało kiedy ja byłem Liderem? - jego mina dawał mi do zrozumienia wyraźnie, że zrozumiał o co mi chodzi i bezsensowne jest się bronić.
   Westchnąłem na głos, Dastin tylko cicho obserwował zajście, co mnie coraz bardziej irytowało.
- No nic. Brać się za jedzenie, wodę, zioła i pomagać. Ci co nie będą wiedzieli co mają dalej robić maja iść spać, albo przynajmniej nigdzie nie wychodzić z domku. Jutro będzie kontynuacja waszych igrzysk. - wydałem rozkazy i ruszyłem do małolaty.
   Wszyscy zwinnie zabrali się za swoje, a ja przysiadłem obok zdesperowanej dziewczyny.
- Nie wiem co zaszło w twoim życiu. - dziewczyna spojrzała na mnie spod czoła. - Jednak pamiętaj, że jestem przy Tobie i nie pozwolę by ktoś od tak sobie zginął bez moich starań. Nigdy bym nikogo z was nie zabił, chyba, że zagrażał by reszcie. Obiecuję, że możesz się na mnie zdać.- małe rączki zawisły na mojej szyi,a  bluzka została zmoczona od łez.
Siedziałem przytulając dziewczynę, aż ponownie jak przy ataku nie zasnęła. Gdy ten czas nastał tylko Charlie siedział w pomieszczeniu. Położyłem głowę Żółtej na moje nogi i odgarnąłem jej włosy. Obmyłem delikatnie jej twarz i postanowiłem zanieść ją na tą noc do siebie, bym nie musiał się o nią martwić.
- Różowy. - powiedziałem ściszonym głosem.
- Idziesz? Ja zostanę. - jak zwykle mnie wspierał.
- Jak coś to wiesz... - wstałem i wpakowałem dziewczynkę na plecy.

- Czekaj...

poniedziałek, 25 maja 2015

Bez sumienia.

- Kolejny kolor to brązowy!- Carla wyszła na środek, podczas kiedy jej poprzedniczkę zbierano ze sceny by się nią odpowiednio zająć.
   Odwróciłem się w stronę nowego przeciwnika i otarłem szybko łzy. Starałem się uspokoić, ale moja aura nie znikała, to było dla mnie w tamtym momencie troszeczkę za dużo, zwłaszcza, że to nie była ble sobie osoba.
Z Carli wybuchła moc, po czym ruszyła na mnie z dużą prędkością. Dokładniej opisując to wyglądało jakby jechał sobie Aston Martin Lagonda, kurz leciał na wszystkie strony. Mnie jednak to nie zmyliło, stałem w miarę spokojny i cierpliwie czekałam parę sekund, po czym przeskoczyłem nad nią robiąc salto z epickim spokojem, a kiedy moje nogi były na wysokości jej głowy dostała z kopa tak mocno, że bałem się o jej czaszkę czy czasem nie pękła. Jednak gdy moje stopy dotknęły ziemi ona już stała za mną w pozycji do idealnego skręcenia mi karku. kiedy tylko jednak wykonała drgnięcie rąk, ja już trzymałem jej nadgarstki, a stopy spoczywały na jej cyckach, po czym z całej siły ciągnąłem za ręce. Jej wrzask był najgorszym jaki dotąd słyszałem, oczy otworzyła tak szeroko, że gałki oczne wyglądały jakby zaraz miały wypaść,a  do tego płynęły z nich łzy.  
- Przestań! Liderze! - rozpaczliwy krzyk Ami pozwolił mi na ostateczny atak.
   Kiedy wszyscy zwrócili wzrok na małolatę, która padała an ziemię prawie mdlejąc, ja szybko stanąłem na ziemi i przyciągnąłem Carlę do siebie, złapałem w ramiona i szepnąłem tak, ze nikt by mnie nie usłyszał nawet gdyby stał obok nas.
- Wydaj dźwięk jakbyś dostała w twarz i upadnij. - odepchnąłem ją od siebie.
   Wykonała posłusznie swoje zadanie i padła na ziemię, na szczęście wszyscy odwrócili wzrok dopiero po jej "uderzeniu". Dopiero teraz zobaczyłem, że Ami płacze i nie może się opanować. Zaczęła się zanosić i nie pozwalała nikomu do siebie podejść. Automatycznie uszyłem do niej.
- Ami uspokój się i spójrz na mnie. - uklęknąłem przy niej podnosząc jej podbródek.
- Nie, nie chcę! Chcecie mi ja zabrać! - łkała.
- Carli nic nie będzie, ręczę za to głową. - złapałem ją w ramiona, a ona powoli odzyskiwała kontrolę nad ciałem.
   Podczas kiedy ja zajmowałem się dziewoją w opałach Panna doskonała stała sparaliżowana i przestraszona. Żałosne dla mnie to wszystko było, chciała zostać Liderem nawet nie dając sobie rady z atakiem paniki swoich "wieśniaków".
   Kiedy dziewczynka zasnęła w moich ramionach, wszyscy usiedli w grupkach i albo czatowali przy pokonanych albo zażenowani i smutni siedzieli bez choćby jednego słówka. 
- Koniec na dzisiaj. - wziąłem śpiącą na ręce i ruszyłem do jej domku.
- Nie ma opcji! - ta mała gnida...
- Charlie. - powiedziałem grobowym głosem.
- Kilmian bierzesz Ami, Alen Carlę, a ja Anastasię, reszta za nami. - odparł miecznik.
- Oni maja zostać sami? - Alen burknął zniesmaczony.
- Jeśli nie chcesz zawisnąć na jakimś drągu to wykonuj moje prośby. - po tych słowach wszyscy się zawinęli.
   Zastanawiacie się teraz pewnie co z moja Aurą, otóż lśniła z każdą sekundą coraz bardziej, jednak teraz schowałem ją. Stanąłem w lekkim rozkroku, ręce zwisały swobodnie, klatka unosiła się w prawidłowym tempie, usta ułożyły się w nijaką kreskę, oczy zaszły mgłą zdesperowania i rozdrażnienia.
- Akceptuję to pochrzanione widowisko, akceptuje te chore zagrywki. Jednak jeżeli wejdziesz jeszcze raz w moją decyzję o zakończeniu walk, wejdziesz bez kolejki. Do tego wiem kto będzie pierwszym lecącym Ci na ratunek i będzie obserwować jak poniewieram twym ciałem, po czym okropnie poturbowaną dostarczę mu pod nogi i krzyknę nieprzyjemne słowa. - mówiłem te zdania melancholijnie, z rozwagą i z coraz większym podnieceniem.
- Nikt nie liczy się już z twoim zdaniem! - waleczne to mięso i kości.
- Jak widzisz robią to wszyscy i nikt nigdy nie powierzyłby tobie czyjegoś życia w rękach, jesteś nędzną istotą bez żadnej przyszłości. - me oczy płonęły.
- Zamknij się! - chyba trafiłem w ten punkt.

Odwróciłem się do połowy...

środa, 20 maja 2015

Smutna walka.

Po sowitym posiłku poszliśmy na arenę, oczywiście wszyscy. Tak żeby było śmieszniej trzeba było iść całą grupą i udawać bliskość. Osoby, które stały za mną oporem zerkały na mnie tylko przelotnie i z przerażeniem, a ja szedłem wyprostowany i starałem się być pewnym siebie oraz zachować spokój. Królowa szła przodem,a  jej poddani (czyli cała wiocha) szli za nią. Tylko nie wiem do, której grupy się zaliczałem... Mógłbym rzec rycerz, ale dla niej? Raczej byłem jak plebs. Słońce dzisiaj nam zaoszczędziło ślepoty, a chmurki nie zapowiadały deszczu. Wietrzyk lekko powiewał, tak, ze dziewczynom z długimi włosami trochę rozwiewało włosy. Coś jednak ciężkiego unosiło się w powietrzu.
Wszyscy zebraliśmy się na środku dużego placu i patrzyliśmy na królową i jej błazna.
- Były Liderze wystąp. - powiedziała donośnie Aylin.
   Niedbałym krokiem podszedłem dosłownie przed jej nos i spojrzałem na nią z góry. Naturalnie byłem od niej wyższy i i miałem ochotę uśmiechnąć się jej szyderczo w twarz. Aylin była zmieszana, Dastin zakrył dłonią usta i chichotał, a wybawca już odbezpieczał guna, trzymając go przy moim spoconym karku. Odwróciłem mozolnie łeb w stronę Alena, a mój wzrok był obojętny do takiego stopnia, że jego oczy otworzyły się szerzej. Drzewa zaszumiały, włosy zostały rozwiane, a słońce rozbłysnęło mocniejszym płomykiem.
- Wystąpiłem, zamiast celować we mnie to poczekaj do walki. - perfekcyjna postawa w tym wypadku.
   Broń została automatycznie schowana, a dziewczyna, która stała kilka cm ode mnie wzięła głęboki oddech.
- Podajcie płatki kwiatów! - krzyknęła chyba tylko po to by mnie ogłuszyć.
   Ami podała jej koszyk kwiatów, po czym usłyszeliśmy werdykt.
- Fiolet! - wszyscy odeszli na prawą stronę i rozsiedli się wygodnie na piachu.
   Teraz stałem tu tylko z Anastasią, która wyglądała jakby miała zaraz paść na ziemię. Lecz ku mojemu zdziwieniu odsłoniła ranę i ruszyła na mnie by tylko obalić mnie z nóg. Skoczyła na mnie niczym do przytulenia, ale ja szybko kopnąłem ją w brzuch. Poleciała kawałek dalej i leżała próbując wstać opierając się na rękach, które drżały z każda próbą użycia ich. Ja szedłem do niej powoli, bez pośpiechu, ale gdy do niej dotarłem... Nagle sypnęła mi piachem w twarz, przy czym krzyknęła:
- Nie poddam się!
   Przez ten głupi postępek od razu znałem jej pozycję, znowu szybko ją przewróciłem, tym razem usiadłem na nią i przetarłem oczy. Jak by to było gdyby jednak ona się nie szarpała... Nagle wokół niej zapłonęła Aura i złapała mnie za szyję, przy czym ściskała z całych sił. Moja Aura trysnęła jednak tak mocno, że dziewczyna lekko odpuściła i zamknęła oczy. Chwaciłem jej nadgarstek, tak, że zawyła z bólu i cisnąłem nim o piach. Nachyliłem się nad nią i szepnąłem " Zaboli", po czym zacząłem ją podduszać. Kopała nogami, a z jej oczu popłynęły łzy. Otwierała żąłośnie usta i świszczała, aż straciła przytomność.
Jej delikatna skóra na szyi była teraz zbezczeszczona przez siniaki, ale miałem nadzieję, że przyjdzie ktoś kto jej pomoże, tak jak i mi kiedy miałem problem. Wstałem, a z oczu pociekły mi łzy, odwróciłem się gwałtownie do Medyczki.
- Jesteś z siebie dumna! O to Ci chodziło! Sprawiło Ci to przyjemność! - darłem się załamany.
   Jednak ona wydobyła tylko w ciszy kolejny płatek, tak bez emocji... Bez znaczenia...
- Kolejny kolor to...


sobota, 16 maja 2015

Rozmowa przy stole.

*Egh! co to za cholerne hałasy!* - dokładnie w ten sposób rozpocząłem poranek. Wstałem wściekły jak osa, przecierając zaspane oczy i wsłuchując się w cholerne skrzypienie drzwi. Lecz kiedy spojrzałem kto wydaje te okropne dźwięki specjalnie uznałem, że trzeba się uspokoić.
Anastasia stała zamyślona i poruszała drzwiami, prawdopodobnie zastanawiała się jak sprawić by przestały. Był już środek dnia, także słońce nie oślepiało. Niestety ten czas tutaj płynący nie pozwala nam ustalić godzin, dlatego też nie sugerujemy się czasem jak ludzie, z którymi żyliśmy. Czyż to nie piękne? Tu czas nie płynie nieubłaganie i wszystko da się zrobić.Chociaż co do tego także można mieć uprzedzenia.
- Co ty robisz? - dziewczę dostało ciarek.
- Nic. - trzasnęła drzwiami i szybkim krokiem usiadła na białej pościeli.
Można by się w niej nawet zakochać, przez wzgląd na jej szczerość i niewinność. Jednak jej niezdarność też jest niesamowita.
-Skoro nic, to... - jej brzuch domagał się wyjaśnień, czemu jeszcze nic nie zjadła.
Zawstydzona złapała się za brzuch i zarumieniła.Scena jak z romansu, ale nie interesowało mnie rozmnażanie w tamtym czasie, a tym bardziej miłość w tamtych okolicznościach.
- Dobra, to chodźmy coś zjeść. - wstałem z podłogi i otworzyłem drzwi.
Proszę, nie chciałbym by ktoś pomyślał, że jestem gentlemanem. Tak na prawdę jestem oschły i nie znoszę ludzi. Tak, tak dotyczy to też obecnych czasów. Nie mylcie mnie więc z czymś tak głupim.
Dziewczyna szybko wstała z łóżka, a przy drzwiach założyła buty.Ja także je ubrałem i ruszyliśmy do jadalni, gdzie jak zwykle czekał nas sowity posiłek. Wszyscy tam naturalnie już byli i ewidentnie powstrzymywali się od ziewania. Atmosfera była grobowa, tylko Dastinowi to przynosiło szczęście na mordzie, a mnie raczej irytowało. Alen siedział zamyślony przy Aylin, która o mało nie wyszła z siebie jak mnie zobaczyła.
Usiadłem przy stole gdzie siedział Charlie wraz z Carlą i Ami. Fioletowa również usiadła z nami, ale wydawała się być smutniejsza niż zawsze. Ciekawiło mnie o czym ona tam rozmyśla, ale uznałem, że nie wszystko trzeba wiedzieć.
- Po obiedzie na nasz stadion tortur. - mruknął miecznik zajadając się warzywkami.
- Czyżby Panu nie dopisywał dziś humorek? - uśmiechnąłem się wrednie.
Jak tu nie drażnić się z kimś, kto zwyczajnie unika tego typu rozmów?
- Wybacz, ale nie za bardzo mi on dopisuje. - jaka dojrzała postawa, aż miałem ochotę klasnąć w dłonie ze trzy razy.
- Emmm, Liderze, nie boisz się? - co tej małej przyszło do głowy?!
- Czego? - odłożyłem znakomitą kawę podaną w porcelanowej filiżance o kolorze czarnym, ze złotymi ozdobami.
- Walki... - jej wzrok odbiegł od naszego stołu i wbił się gdzieś w ścianę.
- Nie mam czego, przecież mogę na was liczyć, Aylin jest niezbyt inteligentna, a Dastin przecenia zapewne swoje umiejętności. - wytłumaczyłem.
- Scarlet... Powiedziała, że nie będzie walczyć. Tak samo Kilmian... - teraz jej smutny ton doszedł nawet do mnie.
- Zdaj się na mnie, dobrze? - uśmiechnąłem się radośnie.
Ją to pocieszyło, ale reszta tylko bardziej zagłębiła się w swoich umysłach i jedzeniu. Miałem nadzieję, że nie jest im mnie żal, czy coś w ten deseń, bo t by było bez sensu!


niedziela, 10 maja 2015

Jak oni sobie poradzą?!

Wstałem i powlekając nogami po podłodze kierowałem się do odgłosów. Zmęczony otworzyłem w końcu drzwi, w których ujrzałem Ami i Carlę. Szczęście z nich nie tryskało, ale podejrzewam, że nie ja byłem powodem ich zdenerwowania.
- Wejdźcie. - odsłoniłem moim ciałem przejście dla dziewczyn.
Weszły równie mozolnie co ja szedłem do drzwi. Ciekawiło mnie która to już godzina, chociaż oczywistym było, że późna.
Zamknąłem skrzypiące drzwi. Zaraz zaraz, one skrzypią?! No i tak doszedłem do wniosku by je jutro jakoś naprawić, ale jak to już zostawiałem sobie na jutro. Poszedłem już nieco bardziej żywszym krokiem do pokoju. Carla oparła się wygodnie o ścianę, a Ami usiadła obok Fioletowej.
- Co jest? - zapytałem, starając się nie ziewać, ale mój ton mówił sam za siebie.
- Przepraszamy, że tak późno, ale nie wiedziałyśmy kiedy wrócisz i czy w ogóle wrócisz... - młoda zesmutniała.
- Mniejsza jednak o to, mamy problem i nie wiem czy oni Ci już o nim powiedzieli. - Carla zniszczyła cały klimat wzruszającej rozmowy.
- Tak, to co wiedzieli to powiedzieli,a  wy pewnie macie coś jeszcze dla mnie. - ciekawiłem tylko an zimny prysznic ich słów.
- Cóż, Aylin postanowiła zrobić pewne uproszczenie jej zdaniem. Skoro ty jesteś, a według niej byłeś Liderem to będziesz walczyć ze wszystkimi bez przerwy, tylko ludzie będą dobierani przez wylosowany płatek kwiatu. Do tego nie można się poddać i nie używać mocy. - od razu jakoś tak wytrzeźwiałem.
- Czyli, że ja mam walczyć ze wszystkimi by udowodnić swoją siłę? Niedorzeczne i niesprawiedliwe. - pokręciłem przecząco głową.
- Dla niej jak najbardziej jest to sprawiedliwe, a walki zaczynają się od jutra, po południu, bo późno skończyliśmy spotkanie.- Brązowa jeszcze dowaliła na koniec.
- Świetnie. - oparłem czoło o dłoń. - Dobra kładźmy się w takim wypadku spać. - wydałem rozkaz.
Wszyscy przytaknęli, młoda i jej kumpela od razu wyszły, a Charlie chciał brać Anastasię na plecy.
- Ona śpi tutaj, nie zawracaj sobie głowy. - pokazałem koledze drzwi.
Był trochę zmieszany, ale wyszedł odwracając się chyba z 5 razy za siebie.
- Śpij na moim łóżku, ja się zdrzemnę na podłodze. - ułożyłem się już wygodnie.
- Dziękuję. Dobranoc. - usłyszałem ledwie jej słowa i odleciałem w krainę snów.

Omówienie problemów.

Szliśmy tak w blasku trzech księżyców (Zadziwiające? Tak były tam aż trzy księżyce.), a piach ze swego złocistego koloru zmienił się na blady niebieski i błyszczał niczym w dzień. Powietrze było tylko odrobinkę chłodniejsze, ale nie wiele się zmieniło. Ustawienie gwiazd było tu zupełnie inne niż na Ziemi, więc prawdopodobnie byliśmy w innym układzie słonecznym. Zadziwiające ile można się dowiedzieć patrząc tylko w niebo.
Charlie otworzył moje drzwi, a ja szybko wszedłem do środka i położyłem dziewczynę na łóżko. Ona natychmiast usiadła skulona w kulkę. Słodko to wyglądało, była zmęczona i ziewała, jednak i masakrycznie przez jej ranę i rumieniec. Charlie usiadł obok niej i oparł się o ścianę, a ja rozsiadłem się na krześle na przeciwko nich.
- Zanim zaczniecie zdawać mi relację to przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Wiem doskonale, że poniósł mnie gniew. Nie zawsze jestem w stanie zgładzić w sobie gniew i to jest problem, z którym staram się walczyć. Wybaczcie więc. - tak, tan koleś umie okazać skruchę!
- Każdy ma swoje trudniejsze dni. - uśmiechnął się Charlie.
- Ja też potraktowałam Cię dość okrutnie. - dziewczyna nie mogła złapać odwagi by an mnie spojrzeć, ale to mi jakoś nie przeszkadzało.
- Skoro tę część rozmowy mamy za sobą, to teraz chciałbym usłyszeć co się działo jak mnie nie było. - czas spoważnieć.
- No dość sporo, zaczynając od tego, że Aylin ostro poniosło, aż po szalony pomysł Dastina, który dostał pozytywny odgłos wbrew woli większości. - odparł tajemniczo miecznik.
- To znaczy? - westchnąłem.
- Dastin wpadł na pomysł igrzysk między nami wszystkimi, by wybrać lidera. Aylin też weźmie w tym udział, jednak nie zabijamy przeciwnika tylko doprowadzamy do momentu,w  którym się nie podniesie. - już minie szlak strzelał.
- Przecież są ranni i nie panujemy nad Aurami. - stwierdziłem.
- To nie obchodzi Aylin, a co najgorsze trzeba walczyć na poważnie. - wtrąciła dziewka.
- Chyba ich coś boli? - wyrwało mi się.
Mało brakowało bym nie wstał i nie poszedł do tej inteligencji od siedmiu boleści. Pięści już miałem gotowe by tylko jej strzelić w twarz. Całe ciało miałem spięte, ale na szczęście dwie wyluzowane osoby dawały mi trochę swojej aury spokoju.
- Możemy tylko liczyć na to, że wygrasz jakoś. - Charlie zmienił trochę pozycje.
 Zgarbił się i patrzył wprost w moje płonące czerwienią oczy, ale sam się nie denerwował, jakby wiedział, że wygram
- Kto rządzi jak na razie? - cicha nadzieja, że nie nastąpił chaos trwała w moim sercu.
- Myślę, że twoja ulubiona medyczka. - na jego twarzy pojawił się pogardliwy uśmieszek, a oczy zalśniły złością.
- W skrócie: mam dużo do nadrobienia. - skomentowałem.
Już chciałem mówić by Anastasia i Charlie poszli spać, kiedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi...

sobota, 9 maja 2015

Pogrzeb.

Wróciłem do miasta, ale nie kierowałem się do domu, a do szpitala.  Miałem zaciśnięte pięści, oczy świeciły mi się z bezsilności,a  kroku przyspieszałem z każdą sekundę, ale to tylko przez brak sił. Pogoda na szczęście mi sprzyjała i chociaż słońce już się chowało to nadal było ciepło. Kolory nieba były tu nieziemskie podczas zachodu, a  były takie kolory jakich jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Zapierałoby mi dech w piersiach, gdyby nie ta sytuacja. Zacząłem w końcu szurać po złotym piasku, który mienił się przez słońce. Serce biło mi z każdą chwilą coraz szybciej, a usta otwierały co sekundę. To chyba przez stres, a nie zmęczenie. Jednak kogo by to wszystko obchodziło?
Dotarłem w końcu do punktu, do którego zmierzałem. Stanąłem przed drewnianymi drzwiami o kolorze ciemnego brązu i złapałem za klamkę by je otworzyć. Jednak chwilę musiałem odczekać, ponieważ nie miałem odwagi tam wejść. Nie miałem jednak wyboru i wszedłem. Stanąłem w progu,a  moim oczom ukazały się dwie postacie. Dziewczyna siedząca przy ścianie ze wzrokiem skierowanym w dół oraz chłopak, który siedział rozkraczony i opierał się o uda łokciami. Wyglądali jakby czekali na kogoś,a  tym kimś prawdopodobnie byłem ja. Oczywiście co do tego się nie myliłem. Obydwoje podnieśli wzrok.
- Czekaliśmy. - powiedział niski głos chłopaka.
- Wejdź do środka, bo słońce oślepia. - zaprosiła dziewczyna.
Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem powoli do trupa, przy czym moje trampki dźwięcznie wydawały odgłosy. Przyklęknąłem przy zwłokach i nagle zacząłem być spokojniejszy, moim zadaniem było ją pochować jak należy.
- Oli mamy problem. - mruknął spokojnie Charlie.
- Podejrzewam. Raport mi zdasz później. - podniosłem nieznaną mi osobę.
Jej zimna dłoń opadła swobodnie, twarz wyglądała spokojnie. Blada niczym papier, zimna niczym klatka schodowa w lato oraz co najgorsze martwa.
Czemu się nad nią wtedy tak rozczulałem? Byłem odpowiedzialny za jej śmierć dlatego tak przeżywałem i możesz żec "żałosne", "śmieszne", "głupie" jednak ty nigdy tego nie doznałeś. Nie można zabić słowami... Tak kiedyś myślałem, bo przecież jeśli ktoś zrobi sobie krzywdę przez twoje słowa to ta osoba przecież to zrobiła,a  nie ty. Jednak zmieniłem zdanie po śmierci tej kobiety.
Wyszedłem z budynku i wędrowałem w pobliże lasu,a  za mną szli moi towarzysze. Szliśmy tak w ciszy,a  wiatr rozwiewał moje włosy i chociaż łzy mi nie leciały to płakałem wewnątrz siebie. Żałobę również w sobie nosiłem, chyba wszystko tam duszę. Także i teraz duszę w głębi siebie wiele emocji, to chyba pozostanie niezmienne. Stanąłem przy jakimś drzewie i położyłem ciało.
- Tu ją pochowamy. - stwierdziłem.
- Masz łopatę? - zapytała Anastasia.
- Nie zbyt. - zapomnieć o łopacie, to trzeba być po prostu mną.
Nagle Charlie wyszedł przede mnie i zaczął kopać.Od tak po prostu, bezinteresownie, a ja byłem w lekkim szoku. Powoli zaczynałem się przyzwyczajać do jego zachowań. Fioletowa usiadła sobie z boku i poklepała ziemię obok siebie, na znak bym usiadł obok niej. Zrobiłem to, a ona położyła mi dłoń na ramieniu. Dopiero teraz usłyszałem jak ciężko oddycha i jak bardzo cierpi. Cały czas to chyba ukrywała, a może to ja po prostu byłem ślepy. Miała również rumieniec delikatny na twarzy i pot na czole. Okropny widok gdy ona musi się tak męczyć. Na szczęście po pogrzebie będzie mogła odpocząć.-Ta myśl mnie wtedy uspokajała, szkoda jednak, że była błędna. Nagle miecznik skończył kopać i wyszedł z dziury. Był spocony i ubrudzony od ziemi, ale wydawało się, że mu to wcale, a wcale nie przeszkadzało. Wstałem po tajemniczą postać, którą później powoli włożyłem do grobu. Anastasia i Charlie stanęli obok mnie, po czym zacząłem ją grzebać. Gdy skończyłem to Anastasia położyła tam jakiś niebieski kwiat, ale nie wiem skąd go wytrzasnęła.
Postaliśmy tak do czasu aż słońce całkowicie zaszło, a później udaliśmy się do mnie do domu na rozmowę.
Kiedy szliśmy Fioletowa w ogóle nie dawała już rady by iść, a ja sprawnie ją wziąłem na ręce.
- Nie musisz tego robić. - mruknęła pod nosem.
- Nie mam wyboru, nie możesz się przemęczać.- nawet na nią nie spojrzałem.
Zaś ona odwróciła wzrok na pięknie rozgwieżdżone niebo.

piątek, 8 maja 2015

Spór zwierząt. - Charlie.

Oliver poszedł, a ja miałem tylko nadzieję, ze reszty nie poniesie. Wróciłem do pomieszczenia, gdzie widziałem w oczach praktycznie wszystkich dzikość.
- Proszę, uspokójcie się. - czas zacząć być poważnym.
- Zamknij się! W ogóle to czemu stoisz po jego stronie? Zaraz my tu znajdziemy rozwiązanie! Nikt ginąć nie bezie i będzie równość! Nikt nie potrzebuje lidera! - Aylin poniosło okropnie.
- Bez lidera sobie nie poradzimy,a  przecież wiecie, że Tylko Oli sobie jakoś tam radzi. - mówiłem spokojnie.
- To może rozwiążemy tą sprawę inaczej? - Dastin się wtrącił.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli się na niego. Nastała podniosła atmosfera, a przez okna przebijały się promienie słoneczne, które szczątkowo rozświetlały marny pokój.
- Zaskocz nas. - od kiedy to dziewcze tak się wymądrza?
- Zróbmy sobie zabawę, jak igrzyska. Ta osoba, która wygra zostanie liderem. - zaproponował.
- Idealnie. - uśmiechnęła się medyczka.
- Nie przemyślane. - mruknąłem.
- Co niby jest nie przemyślane? - burknął Alen.
- Wszystko. Samo to, że Aylin nie ma z nami szans. - odparła Ami.
- Nie możesz tego stwierdzić. - warknęła.
- Przecież nie masz żadnych mocy. - nawet Kilmian się naraził an wzrok Meduzy.
Zapanowała grobowa cisza na chwilę, w której Kilmian był atakowany przez wzrok głupiej i zachłannej posiadaczki marzeń.
- Nie oszacowaliście pewnych rzeczy. Mianowicie zasady igrzysk. Wygrywa najsilniejszy, a ten zaś wykańcza przeciwnika. Poza tym mamy już dużo strat, wśród innych.  Aylin nie przemyślałaś rzeczywiście swoich możliwości. Nie zapominaj, że my mamy Aury,a  Alen Cię nie uratuje. - wytłumaczyłem.
- Nie musimy się zabijać. -mały dodał swoje trzy kolejne grosze.
- A przepraszam do jakiego stanu chcesz doprowadzić drugą osobę? - zwróciłem się bezpośrednio do niego.
Nasze oczy spotkały się i tak jakby konkurowały w powietrzu iskry z nich idące. Mrużyliśmy nasz oczka i byliśmy w pozycji zamkniętej, a mianowicie skrzyżowane nogi i ręce. W tamtym momencie dokładnie rozumiałem Olivera.
- Do stanu, w którym nie będzie mógł walczyć.  - odparł lekko po chwili.
- To ustalone. - klask w dłonie rozbrzmiał w moich uszach.
- Co gdy ktoś nas zaatakuje? - kolejne pytanie, które miało otrzeźwić tą zgraje napaleńców.
- Charlie nie ma to sensu. - Anastasia przestała być w końcu biernym uczestnikiem kłótni.
- Przecież ty też będziesz musiała wystartować. - spojrzałem na nią litościwie.
Siedziała w siadzie skrzyżnym, bo stać nie mogła, do tego była cała czerwona i oczyska miała przeszklone. Kto by dał za wygraną, gdy patrzy na taką biedną dziewczynę.
- Dam radę. - jej zdecydowanie aż mnie poraziło.
- Głupi pomysł i nie zmienię zdanie, jednak róbcie co chcecie. - westchnąłem.
Na kogóż jednak mogłem liczyć, gdy nie było Oliego. Wiedziałem także, że każdy będzie musiał walczyć na powagę, jednak kogo to obchodziło? Patrzyłem w tamtym momencie na zwierzęta bez skrupułów, albo na przestraszone sarenki. Nadzieja na spokój i równowagę zniknęła, a tym czasem kolejne monstra czaiły się w kniejach. Jeszcze to zimne ciało, które leżało nieruszane od kiedy je tu przywlokłem.

wtorek, 5 maja 2015

Życie na krawędzi.

Wybiegł za mną Charlie.
- Zaczekaj. - powiedział głośniej.
- Co? - zatrzymałem się.
- Nie możesz ich tak teraz przecież zostawić. Wszyscy są źli i nie myślą logicznie. - tłumaczył.
- Fakt, tylko ty myślisz tu trzeźwo. Może to ty powinieneś dowodzić?  - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie gadaj głupot. Tylko ty tu myślisz an prawdę o wszystkim, tylko przechodzisz ciężki moment. Nie każdy to rozumie i dlatego jest z tego taka afera. - czy on musi mnie tak wkurzać?
- Odczep się ode mnie. Idź ich lepiej poganiać z decyzja. - burknąłem i tym razem już się nie zatrzymywałem.
Poszedłem gdzieś w las, ale nie wiem jak daleko wtedy byłem od miasta. Usiadłem przy drzewie i oparłem się o jego pień. Zachowałem się jak dzieciak przy rozmowę z Charliem, ale po prostu byłem zły. Nie umiem panować nad emocjami. Byłem niczym dziecko, ahh do teraz nie wiele się zmieniło.
Siedziałem wtedy pod tym pniem i myślałem nad wszystkim i tym co zrobić i tym co zrobiłem. Nadal jednak złość ze mnie nie uchodziła,a  co za tym idzie, aż kipiało ze mnie piekło. Jak to dzieci maja w zwyczaju wstałem i zacząłem naparzać w drzewo ze wściekłością. W pewnym momencie drzewo runęło, więc pewnie cały byłem oblepiony aurą.
Kiedy tak rozwaliłem parę drzew, to padłem wyczerpany na twarz i zipałem niczym prosie w środku lata. W końcu jednak się rozładowałem i mogłem myśleć dalej co z tym cholernym przywództwem, chociaż pewnie już zostałem zwolniony. Jednak w razie co warto pomyśleć co i jak. Muszę też być ostrożniejszy jeśli chodzi o pytania i... Nerwy.
Wstałem i ruszyłem do reszty...

niedziela, 3 maja 2015

Kłótnia w rodzinie.

- Wiesz, nic nie jest do końca pewne. Zależy od tego na ile odporny jest jej organizm. - Aylin przedstawiła mi sytuację.
Wstałem wściekły i walnąłem w ścianę, tak, że ukruszył się tynk.
- Poświata. - mruknęła zła Aylin.
Odwróciłem się i wyszedłem z budynku oraz ruszyłem do jadalni. Usiadłem by zjeść na spokojnie,a  Charlie nawet nie pytał. Widział jaki jestem zły.
Po chwili do sali przyszła nasza sanitariuszka, podejrzewałem, że po jedzenie dla chorej i dla siebie. Naturalnie się nie myliłem i w tym momencie postanowiłem coś ogłosić.
- Korzystając z okazji chciałbym byście dzisiaj się zjawili w budynku gdzie leżą poszkodowani. Chciałbym wam przedstawić parę nowych informacji i wytłumaczyć co nieco. Najlepiej po śniadaniu. - wstałem i powiedziałem głośno.
Wszyscy przytaknęli i wrócili do tego co robili przedtem. Teraz należało się tylko skrupulatnie przygotować do przemowy jaką wygłoszę. Jak zwykle wszystko na mojej głowie!
Po zjedzonym posiłku udałem się do naszego "mini szpitala". Jeszcze nikogo nie było poza Anastasią i Aylin, poczułem się wtedy trochę nieswojo. Jednak co innego mogłem odczuwać, jak zrobiłem taką scenę.
- Oliver... - usłyszałem cichy głos Anastasi.
- Hm? - spojrzałem na nią.
- Nie powinieneś reagować w taki sposób. To niestosowne. - jak zwykle szczera.
- Czasem to normalne u ludzi. Zrozumiałabyś gdybyś była na moim miejscu. - tsst, nie miało to tak zabrzmieć!
*Kretyn* - zbeształem się w myślach.
- To nie ma znaczenia. Nie powinieneś być taki słaby psychicznie. Jesteś chłopakiem. - taaa, bo każdy facet musi być ze stali...
- A co ty o mnie wiesz?! - dałem się ponieść emocjom.
- Nie krzycz na nią! - jeszcze sanitariuszka od siedmiu boleści mi w drogę wchodzi.
- Bo co?! Zgrywa się i udaje najmądrzejsza, a tym czasem to ja się tu ze wszystkim męczę! Biorę wszystko na siebie! Wszyscy tu cierpią, a ja czuję się odpowiedzialny za was! Tymczasem śmiecie mieć do mnie jeszcze pretensje! - wojna start.
- Jak tak się zachowujesz to czego się dziwisz?! - darcie mordy w jej przypadku wyglądało komicznie.
- A czegoś się spodziewała kretynko?! - poczułem uderzenie w twarz.
Kto to zrobił? Alen naturalnie.
- Nie waż się tak jej nazywać. - syknął.
Nawet nie drgnąłem z miejsca.
- Drugi geniusz się znalazł !- wydarłem się, a jego oczy zaświeciły
Obydwoje wypuściliśmy ze sobą światłość, zwaną także aurą.. W tym momencie wleciał między nas Charlie, nawet nie zauważyłem, że wszyscy tu są.
- Uspokójcie się obydwoje. - powiedział spokojnie.
- Nikt nie będzie mnie tak nazywać! - Alen na mnie ruszył z pełną prędkością, ale nie spodziewał się, że miecznik go zablokuje.
Charlie po prostu wyciągnął miecz i podstawił mu pod gardło, a ten świr ledwo co się zatrzymał. Moja aura opadła. Chyba tylko on stał totalnie po mojej stronie.
- Widzieliście te kolory? To jest aura, która pozwala nam na wydobycie z siebie niewiarygodnej mocy. Nazwy kolorów określają kolor waszej aury. Być może każda oznacza coś innego. Tego nie wiem. Ciało tej dziewczyny - wskazałem na ciało - to kobieta, która mi pomogła przeżyć. Wtedy co uratowałem Scarlet to po uderzeniu umierałem. Ona pojawiła się jako duch i mnie uleczyła, jednak przez moje pytania... Umarła po prostu i pojawiła się jako człowiek w naszym świecie. Chciałem wam zaproponować jakieś treningi, byśmy nauczyli się kontrolować aury. Teraz jednak zastanawiam się czy w ogóle nadaje się by tu z wami być. - westchnąłem.
Wszyscy milczeli, byli w lekkim szoku,a  niektórzy jak Dastin stali nieporuszeni.
Wyszedłem z pomieszczenia i chciałem iść gdzieś w las, kiedy nagle...

środa, 29 kwietnia 2015

Pobudka.

Następnego dnia wstałem dość wcześnie, ale nie jako jedyny. Kiedy chciałem otworzyć drzwi od domku zobaczyłem Charliego, który wykonywał już gest pukania do nich.
- Co jest? - zapytałem.
- Scarlet się wybudziła i chciała z Tobą porozmawiać. Poza tym trzeba obudzić niedługo resztę, zjeść pogrzeb zrobić i porozmawiać. - chyba przez swoja głupotę obarczyłem mojego towarzysza pewnymi ciężkimi sprawami.
- Już do niej idę. Jakbyś mógł to ich wybudź, a ja zajmę się resztą.  Przy okazji co z Anastasią i Carlą?- dopytywałem.
- Nie wiem, dopiero co wstałem, tylko spotkałem Aylin , która mnie poprosiła o przekazanie Tobie tego, że dziewczyna wstała. - odparł.
- Dobra, dzięki. Ja zmiatam. - skinąłem na pożegnanie głową i ruszyłem do "lecznicy".
Wszedłem po cichu, tak by nikomu nie przeszkadzać. Scarlet siedziała popijając wodę w kącie. Carla głaskała Ami, która najwidoczniej przesiedziała obok niej całą noc. Aylin natomiast opatrywała Fioletową. Anastasia, Aylin i kruszyna spojrzały się na mnie z iskierką szczęścia w oku, co dało mi energię na dziś. Rozsiadłem się obok kruszyny i czekałem, aż zacznie rozmowę.
- Dziękuję za uratowanie. - powiedziała prawie niesłyszalnie.
- Nie wiele zrobiłem, więc po co dziękujesz? - umiałem być skromny! Szok!
- Prawie zginąłeś gdy uderzyliśmy o jakiś budynek... - teraz już mówiła głośniej.
- Przepraszam, nie chcę byś musiała się o mnie martwić. Nie będę więcej dla Ciebie zmartwieniem. - chciałem ją pocieszyć i nie obarczać swoją głupotą, ale ona się zarumieniła.
- To nie tak... - wymamrotała.
- Nie panowałem do końca nad nową mocą, przez to musiałaś się martwić... Nie chcę by to się powtórzyło. - odparłem.
Dziewczę dotknęło mnie swoją zimną dłonią i pogłaskało po głowie.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się delikatnie i ciepło.
Odparłem uśmiechem i miałem nadzieję, że będzie taka częściej.
- Powinnaś iść coś zjeść. - wstałem i otrzepałem spodnie.
Kiwnęła twierdząco głową, a ja podałem jej dłoń, by mogła szybciej wstać. Skorzystała z pomocy i pokierowała się od razu do jadalni. Następnie skierowałem się do 2 przyjaciółek.
- Carla, czas coś zjeść, obudź młodą. - powiedziałem cicho.
- Wolałabym by się wyspała. - odparła.
- Musicie też jeść. - brutalna prawda zawsze jest dobrym wyjściem.
Westchnęła i obudziła Ami, po czym skierowały się w tą samą stronę co poprzednia dziewoja. Na koniec zostawiłem ostatnie dwie żyjące w tym pomieszczeniu kobiety. Podszedłem do nich i kucnąłem na przeciwko pianistki, a obok naszej sanitariuszki.
- Jak tam? - zapytałem.
- Cóż, dobrze, że szybko zatamowałeś krwawienie, ale jest w kiepskim stanie. Całą noc nad nią czuwałam i podawałam różne zioła, ale nie wiem ile zajmie jej leczenie. Przydałby się szwy chirurgiczne. - powiedziała zasmucona.
Jak mogłem wtedy wyglądać? Zamroźmy ten moment w czasie. Prawdopodobnie wyglądałem jak człowiek, który właśnie dostał plaskacza od jakiejś laski, której powiedziałem coś ala "no, mam kochankę". Porównanie boskie, nie? Mniejsza o to. W moich oczach zaiskrzyły pewnie jakieś emocje. Jak myślicie, co to mogło być? Pozostawię to wam i waszej wyobraźni, w końcu każdy powinien mniej więcej wiedzieć co odczułem! Chociaż z nią mnie nic nie łączyło niby, ale sam nie wiem. Jakoś taka bliska mi była i jest. Dobra wrócimy do sytuacji, nie będę was już zanudzał tymi domysłami. Nie jestem filozofem w końcu, a co do was to nie wiem i nie wnikam.
- Ale przeżyje? - mruknąłem.
Poczułem nagle dłoń Anastasi na swoim kolanie i podniosłem wzrok na nią, uśmiechała się blado.
- Wiesz....

niedziela, 26 kwietnia 2015

Krótka wojna z samym sobą.

Po chwili weszliśmy do budynku, gdzie leżały dwie osoby,a  jedna kucała i pilnowała osób. Położyłem dziewczynę, którą trzymałem na rękach obok Scarlet, a Kilmian zaraz obok Carlę. Dopiero teraz zobaczyłem siedzącą w kącie Aylin. Usiadłem pod ścianą i parłem głowę o nią, jednocześnie myśląc co dalej.
Nagle obok mnie przysiadł Charlie.
- Ze Scarlet w porządku, jest tylko nieprzytomna.- odetchnąłem z  ulgą.
- Idź do reszty. - mruknąłem odwracając wzrok.
- Sądzę, że to ty powinieneś ich pocieszyć, a nie ja. - odparł.
Wstałem energicznie i spojrzałem na wszystkich gniewnym wzrokiem.
- Jak widzicie będziemy skazani na ataki, być może nie każdy z nas przeżyje. Mam jednak nowe informacje, które przedstawię wam później. Nie martwcie się i pozostawcie wszystko mnie. Następnym razem was nie zawiodę. - wygłosiłem przemówienie.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, chociaż widać było, że coś im jednak nie gra.
- Rozejdźcie się, niech Ci co znają się na jakimkolwiek leczeniu zostaną z rannymi, a reszta odpocznie. - zakończyłem i odszedłem.
Gdzie się kierowałem? Do swojego domu, gdzie nic na mnie nie czekało. Tylko zmartwienia mi teraz w głowie, a do tego jeszcze te moje chrzanione porażki. * Jestem nieodpowiedzialny, ale mam dopiero 16 lat, czy inni powinni ode mnie oczekiwać tak dużo? Może jednak to ja przesadzam?* - wtedy to mnie dręczyło, co nie okazało się negatywne. Wzmacniały mnie te myśli.
Otworzyłem drzwi i usiadłem na łóżku z okropnym bólem głowy. Oparłem czoło o dłonie, a kciukami masowałem skronie w nadziei, że coś to pomoże.
Słowo "wykończony" nie pasowało tu do mnie, to coś gorszego. Po chwili padłem jak długi na łóżko i zasnąłem. Pierwsze pewnie co wam się nasuwa na myśl to "usnął, pewnie wypocznie". Niestety to nie tak miało być. Śniły mi się koszmary, budziłem się i zasypiałem, tarmosiłem po łóżku. Kilka razy spadłem na podłogę, uderzając się o głowę. W pewnym momencie ktoś zapukał do moich drzwi i krzyknął coś o jedzeniu. *Wynocha!* - wydarłem się wtedy. Jednak czego można było się spodziewać po mnie innego.
Nie mogłem spać, nie mogłem się dobudzić, czysta męczarnia. To była wieczność zanim zasnąłem w spokoju, jednak sen później był spokojny i nie było w nim nic stresującego.

sobota, 25 kwietnia 2015

Smutny czas.

Kucną przy mnie i przyjrzał się mi pobieżnie.
- Dasz radę dalej walczyć? - zapytał zdyszany.
- Ale... - spojrzałem na dziewczynę przy mnie.
- Zajmę się nią i Scarlet. - odparł i złapał dziewczynę za dłoń.
Zamarł na chwilę, po czym spojrzał na mnie ze współczuciem. Jej dłoń była lodowata, nie wiem czemu tak szybko,ale była.
- Damy radę, zbierz się do kupy.- poklepał mnie po ramieniu i zniknął wraz z ciałem.
Westchnąłem głęboko i wstałem, wtem odezwały się we mnie dawne instynkty. Ruszyłem do reszty, która była spory kawałek ode mnie. Z każdą chwilą gdy się do nich zbliżałem wiedziałem dziwne kolory, te kolory to chyba aury, o których wspominała tamta dziewczyna.
Nagle Carla dostała bardzo ostro z pazura stworzenia po plecach i padła. Dopędziłem i po sekundzie już atakowałem ptaka, chociaż ta walka była zupełnie inna, wszyscy ze wściekłością atakowali ptaszysko. Było ono na skraju wytrzymałości, ale nami prowadziła zemsta. Każdy cios zadawaliśmy bez skrupułów, do póki stworzenie nie padło.
Kiedy tylko znalazło się bezbronne na ziemi podeszliśmy wszyscy i obserwowaliśmy jak zwierzę zdycha.
- Nie powinniśmy... - mrukną Kilmian i odwrócił się, a jego aura zniknęła.
Stwór umarł w męczarniach, uważałem, że to fair po tym co nam zrobił, ale nie wiem czy powinniśmy jeszcze nad nim tak stać i przyglądać się. Gdy złapał ostatni oddech i zamknął oczy uznałem, że czas się zbierać.
- Idziemy. - odwróciłem się i ruszyłem po Carlę.
Uniosłem ją z łatwością i kierowałem się tam gdzie podejrzewałem, że będzie Charlie. Reszta ruszyła za mną, a nasze aury wygasły w tym samym momencie. Musiałem teraz przemyśleć jak by tu wytłumaczyć im co mówiła mi dziewczyna i jak ona tu trafiła. Pytanie tylko czemu wybrała mnie, w końcu mogła kogokolwiek, a  to byłem JA. Wiem, że przewodziłem grupą i szefowałem im, ale czy to znaczy, że na prawdę jestem ich "Alfą"? Takie pytania często mnie męczyły w tamtym okresie, jednak czy było słuszne myśleć nad tym wszystkim? I tak wiadome było, że kiedyś się tego dowiem.
- Oliver. - usłyszałem Anastasię.
- Tak? - zapytałem nawet się nie odwracając.
- Krwawię. - powiedziała.
- Jak każdy. - zignorowałem problem.
- Mocno. -usłyszałem jak ktoś pada.
Odwróciłem się szybko, a Fioletowa leżała na ziemi z poważną raną brzucha. *IDIOTA!* - wydarłem się w myślach, przekazałem Carlę Kilmianowi i kucnąłem przy leżącej. Rozdarłem koszulkę i zawiązałem wokół jej brzucha. Sprawdziłem czy nie ma gorączki i funkcje życiowe.
- Oli, to nie twoja wina. - mruknął Alen.
- To ja wami dowodziłem. - podniosłem Anastasię i głowę miałem skierowaną w dół.
- To nic... - zaczął.
- Lepiej siedź już cicho. - zatrzymał go Dastin.
 Szliśmy dalej, a ja miałem nadzieję, że ani jednej ani drugiej nic nie jest. Łudziłem się także, że Scarlet jest cała. Ahhhhh miałem dopiero 16 lat i tyle na głowie, a przecież nie tego chciałem!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Tajemnicza śmierć.

Kiedy spotkały się z ziemią to myślałem, że na nich stanę i złamię się w pół. Ku chwale zrobiłem podobny przewrót, który pierwszy raz mi się udał przy potknięciu.
Gdy stopy dotknęły tylko ziemi to biegłem dalej,a  kiedy Scarlet już miała roztrzaskać swoje kości o ziemię złapałem ją z ledwością w ręce i przeturlałem się z nią dość spory kawałek, a na końcu uderzyłem w jakiś dom. Moje kości wydawały się łamać w okropnym stylu, ale myślałem tylko, by tej istotce z innego świata nie stała się krzywda. Padłem z krzykiem,a dziewczynę wypościłem z rąk. Nie straciłem przytomności, ale nie wiem sam czy to szczęście, czy przekleństwo przy takim wypadku. Dziewoja najwyraźniej zemdlała, bo leżała jak padła. Miałem nadzieję, że ptak zostawi nas już w spokoju, ale jego skrzekot nie dawał mi nadziei na to. Nagle ktoś przejrzysty przyklęknął obok mojej głowy.
- Boli? - Usłyszałem echo w  mojej głowie.
Chciałem odpowiedzieć, ale tylko syknąłem, bo nie mogłem nic mówić.
- O. Przepraszam, zaraz wrócisz o kolegów. - Dotknęła mojej głowy przez co poczułem się o wiele lepiej.
Nagle złapałem ją za dłoń, mimo, że była niematerialna. Spojrzałem jej w oczy i zapytałem "Kim jesteś? Co my tu robimy? Czemu mi pomagasz? Co to za świat? Co oznaczają kolory?". Moje oczy przepełniała złość i wściekłość, ale skąd miałem wiedzieć, że ona nie powinna mi nić mówić.
- Jestem tu tylko po to by Cię uzdrowić. Inaczej byś nie przeżył. Kolory to wasze aury, z których będziecie z czasem czerpać moc, ty już to zrobiłe... - nagle w jej oczach pojawiły się łzy i zgięła się w pół.
Złapała mnie tylko delikatnie i uzdrowiła do końca, po czym zmarła.... Ze świata irracjonalnego przeszła do świata żywych.
Oniemiałem, nadal trzymałem jej dłoń i i nie chciałem jej puszczać, pierwszy raz ktoś umarł na moich oczach w ten sposób. Byłem przerażony i zagubiony, nie mogłem się też pozbierać. Skąd mogłem wiedzieć, że umrze? Nie mogłem, dlatego się nie obwiniałem, ale takie sytuacje robią swoje.
- Oliver! - z niemocy wyrwał mnie Charlie, który już do mnie biegł.

Atak ptaka.

- Dobra, zbieramy się powoli. - oznajmiłem.
Odzew chłopaków był co najmniej irytujący, bo się ucieszyli. Nieroby jedne, myślą, że jutro będą mieli wolne. *Nie ma tak łatwo* - moje oczy rozbłysły i wymsknął mi się straszny uśmieszek.
- Wszystko oke? - zapytała Anastasia.
- A.E. No tak. - Kurde no, ze też musiałem wyrazić swoje szczęście w taki sposób.
- Chęć mordu dymiąca z twoich oczu o tym nie świadczyła. - zaśmiał się miecznik.
- Żebyś zaraz nie poczuł moich pięści. - warknąłem.
- No, już spokojnie. - wytknął język.
Ruszyliśmy ku chacie z jedzeniem, w radosnych nastrojach. Powoli się już ściemniało, to znaczy, był już z deczka ciemnawo, ale kto by to tam zauważył. Lubiłem zapach nocy i z tego co zauważyłem wszyscy czuli się bardziej swojo w nocy. Gdy tak szliśmy i rozmawialiśmy to nagle coś zaskrzeczało, zignorowaliśmy to, ale... Zaskrzeczało ponownie i jeszcze raz i kolejny, aż było nad nami! Sekunda i to coś leciało już ku nam z zamiarem łowów.
- Padnij! - wydarłem się jak nienormalny.
Wszyscy podali, tylko Scarlet nagle pofrunęła w górę, bo ptak ewidentnie na nią polował. Alen wykazał się inicjatywą, od razu chwycił za broń i zaczął strzelać, podczas kiedy dziewczyna rzucała się w amoku. Ami wdrapała się momentalnie na jakiś budynek i rzucała w zwierzę sztyletami.
Ptaszysko było ogromne, rozpiętość skrzydeł była imponująca, ale nie mogłem się teraz na tym skupić. Usłyszałem jakiś trzask i się odwróciłem, a Carla już trzymała odłamki jakiejś beczki i rzucała w ptaka ze wściekłością. Myślałem nad planem, ale każdy szybko podupadał, a przecież liczył się czas. Charlie w końcu nie wytrzymał i wyjął miecz, po czym pobiegł ku Ami by jej pomóc.
- Scarlet użyj umiejętności! - w końcu wpadłem na jakiś plan.
Dziewczyna mnie usłyszała i od razu jej kryształy się zaświeciły, po czym wystrzeliły jak z procy. Zwierzę zaskrzeczało z  bólu i ją puściło. *No to fajno* - pomyślałem i od razu rzuciłem się do biegu. Większość skupiła się na zwierzęciu i dalej go atakowało, co było oczywiście bardzo mądre, ale później ich za to opierniczę.
Mijałem wszystkich, a dziewczę niczym piłeczka obracała się, niestety do tego się wydzierała.Ja biegłem z taka szybkością, że  jak kogoś mijałem to ich aż do przodu brało bardziej. Ten powiew prędkości.... W pewnym momencie potknąłem się, wyglądało to mniej więcej jakbym leciał na twarz, w ostatnim momencie wyciągnąłem dłonie do przodu, ale...

środa, 8 kwietnia 2015

Kłótnia o mapę.

Praca była ostra, ale przyjemna. Tak jakbyśmy byli stworzeni specjalnie dla siebie. Mapa w każdej chwili miała coraz więcej do pokazania nam, a chodzi mi tu o tereny. Godziny jednak leciały, a my w męczyliśmy się przez głód.
- Oliiii! - Charlie krzyknął do mnie.
- Co? - zapytałem z irytacją.
- Chodźmy odpocząć! - no musiał się drzeć głupek jeden.
- Zamknij się i pracuj. - burknąłem.
- Czemu?! - on myślał chyba, że aj jakiś głuchy jestem.
Chłopacy uznali, że wychodzę z siebie i zaczęli pracować jeszcze ostrzej, a ja oderwałem się od pracy i podszedłem do wesołka, który darł mordę na pół miasta. Zbliżyłem swoje usta do jego ucha i z całych sił wydarłem się " Powiedziałem, że masz pracować!", na co oszołomiony kolega złapał się za ucho i ze wzrokiem skarconego dziecka odparł "Jesteśmy zmęczeni, czemu mamy nie odpoczywać?".
- Ponieważ im więcej zrobimy teraz tym mniej na później. Dochodzi jeszcze to, że są tu potwory, które atakują. - wytłumaczyłem już bez darcia mordy.
- To może zrobilibyśmy sobie broń i zaczęli ćwiczyć,a  nie dusimy się tutaj jak sardynki. - naburmuszył się.
- A gdzie chcesz ćwiczyć? - zapytałem z drwiącym śmiechem.
- No... Znajdziemy raz dwa jakieś miejsce. - odparł.
- Nie wnerwiaj mnie, wiesz, że głupkiem nie jestem,a  ty nie chcesz ćwiczyć tylko usadzić dupę i zjeść. - jak zwykle prześwietlam wszystkich na wskroś.
- Racja... - mruknął.
- Nie trać czasu i składaj mapę. - odwróciłem się i dalej robiłem swoje.
Na tym się skończyły bunty, a pergamin rozrastał się i widać było już coraz większy obszar, tylko był mały problem. Poprzednicy najwyraźniej nie znali skali i to był skrawek zwiedzonych ziem. Możliwe, że resztę będziemy musieli odkryć sami.
Nagle do sali weszły dziewczyny w dobrych humorach z "ambrozje", co pocieszyło moich towarzyszy. Alanowi buzia się śmiała jak nie wiem co gdy tylko zobaczył Aylin. Zaczęły się rozmowy i usiedliśmy w kółkach, albo tak jak kto chciał z kim. Ja rozsiadłem się z Anastasią i Charliem.
- Jak wam idzie? - zapytała dziewczyna.
- Dobrze, ale to nie jest mapa świata, czy choćby kontynentu. - skrzywiłem się.
- Ważne, że chociaż coś. - optymistyczny chłopak z tego miecznika.
- Ma rację, nie bądźmy negatywnie nastawieni. - uśmiechnęła się, chyba po raz pierwszy raz w życiu.
Taaa widać po niej było, że nigdy jakoś nie miała do czynienia  z ludźmi jakoś bliżej. Jednak to nie miało większego znaczenia.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wyjście po zioła. - Aylin

Gdy chłopacy wyszli Ami wystrzeliła jak z procy, krzycząc coś o ziołach. Ja, wraz z resztą ruszyłyśmy w stronę lasu za krzykaczką, która zwinnym krokiem zasuwała przed nami.
- Co my mamy w ogóle zbierać? - mruknęłam zirytowana.
- Zioła, obojętnie jakie! - krzyknęła wesolutko Amcia.
- Dobra dziewczyny, to dajmy z siebie wszystko. - pokrzepiłam wszystkich do pracy.
Słońce świeciło, jednak nie było upału, a poza tym byłyśmy w lesie, to cień nas przed wszystkim ochraniał.
Kiedy tak szłyśmy i zbierałyśmy zioła (każda w swoim tempie i w pewnej odległości) zauważyłam, że czuję się tu jakaś szczęśliwsza, pełniejsza życia. Prawdopodobnie to dzięki tym ludziom poznałam coś co powinnam znać już od dawna, a nie było mi to zapewnione w innym świecie. Czyżby Mayu chciała nas uszczęśliwić i dopełnić? Nie dzieliłam się swoimi odczuciami i pomysłami, dlatego też nie znałam odpowiedzi na moje pytania.
Z rozmyśleń wyrwał mnie szok na widok pięknej polany usłanej kwiatami i ziołami. Wszystkie stanęłyśmy onieśmielone tym widokiem i wpatrywałyśmy się przez jakąś minutę w majestatyczny teren.Gdy się ocknęłyśmy ruszyłyśmy tam powolnie, oprócz naszej najmłodszej kompanki, która wybiegła na sam środek i padła na plecy. Kiedy ona tak sobie leżała, my brałyśmy się do roboty. Po pewnym czasie jednak dałyśmy się okiełznać błogiemu spokojowi i aromatom unoszącym się wokół nas. Rozłożyłyśmy się i cieszyłyśmy daną chwilą.
Tu czas nie płyną tak szybko i nieubłaganie, czy też bezsensownie i stresująco jak w naszym świecie tragedii i bólu. Odczuwałam teraz coś na podobę niewiarygodnej radości, chyba nie ma określenia na to słowo w moim czy też innym języku. Uczucie nie do opisania, ciekawi mnie czy ludzie w dawnych czasach też się tak czuli. Najistotniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że niedawno jeszcze ktoś nas atakował, czuliśmy niepokój i brakowało nam odpowiedzi an wiele pytań, a teraz? Teraz się to nie liczy, jest bez znaczenia!
Jedyne co było problematyczne, to to, że tu tak na prawdę czas nie stoi w miejscu i musimy się zbierać. Usiadłam mozolnie w pozycji virasana i popatrzyłam na dziewczęta.
- Musimy już wracać. - powiedziałam nie zbyt chętnie.
- Musimy? - zapytała Amcia rozpaczliwym głosem.
- Niestety. - skrzywiłam się nieco.
Wszystkie dziewczyny niezadowolone z decyzji jaką podjęłam wstały i ruszyły ze mną w drogę powrotną, wraz z ziołami. Po drodze rozmawiałyśmy o drobiazgach, poznawałyśmy się nawzajem i śpiewałyśmy piosenki. Niczym dzieci z podstawówki, ale nie miałyśmy innego wyjścia, chodzenie w ciszy nie sprzyja nawiązaniu głębszych relacji. Po dłuższym czasie dotarłyśmy do "domu" i ułożyłyśmy zioła w jadalni, gdzie stał duży dzban z wodą, w której pływały plasterki cytryny. Obok spoczywały szklanki, na tacy. To samo było na dwóch stołach, tylko na jednym były jeszcze jakieś kanapki.
- Chłopacy chyba jeszcze nie wrócili. - powiedziała zmartwiona Scarlet.
- Myślę, że dla nas jest tylko picie, a dla nich jedzenie i picie. - rozmyślałam na głos.
- Może zanieśmy im to. - Ami klasnęła w dłonie.
- Chyba śnisz. - warknęła Carla.
- A co? Nie chcesz wiedzieć jak im idzie? Może coś odkryli? - postawa Carli wciąż niezmienna.
- Nie kłóćmy się. - wtrąciła Anastasia.
- Co racja to racja. Napijmy się, a później pójdziemy do chłopaków. - usiadłam przy stole.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność, czas nie szedł w czasie z weną :/.