niedziela, 30 sierpnia 2015

Niebezpieczeństwo nie ucichło. - Dastin.

Szliśmy za Ami, która zapierdzielała po drzewach. Prawdopodobnie by mieć na całe otoczenie lepszy widok. Przede mną szła Kryształowa Panna, która ostrożnie rozglądała się wokół. Ja natomiast podążałem za nimi pilnując tyłów. Las na szczęście nie był za gęsty, więc nie musiałem przedzierać się przodem przez jakąś dżunglę.
Nagle Scarlet się zatrzymała i przykucnęła nad jakimiś chwastami.
- To to. - powiedziała tak cicho, że ledwie było ją słychać.
Narwała trochę tego i podążaliśmy dalej. Jednak w pewnej chwili wyczułem, że ktoś za nami podąża. Zatrzymałem się i szybko spojrzałem za siebie, ale nie było tam nikogo, więc użyłem Aury i wtedy...
Ten wielkolud z łysą czachą wyskoczył zza drzew! Szybko odepchnąłem Białą i ominąłem stwora. Dziewczyny pod wpływem strachu stały sparaliżowane, więc musiałem się tym jakoś zam zająć. Jednak zwierz atakować chciał tylko naszą zielarkę. Ochrona kogoś jest bardzo trudna, bo nie raz przyjmowałem jakieś ciosy, a to coś nie chciało paść. Gdy wskoczyłem mu na grzbiet to tam była dziur, ale nie taka zwykła,w  końcu była tak głęboka, że sięgała do kręgosłupa bestii. Ta dziura musiała powstać od jakieś walki, bo nie mam pomysłu od czego innego. Jednak zanim zdążyłem zareagować już leżałem na ziemi. Wtem przypomniałem sobie o mieczach, czy tam sztyletach, które miała Ami.
- Ami! Wskocz mu na grzbiet i z całej siły wbij coś w jego dziurę! - wrzasnąłem i dalej szarpałem się ze stworem.
 Naw szczęście dziewoja się ocknęła i szybko wykonała moje polecenia, ale po wbiciu tam miecza... Ten potwór rzucił nią w drzewo. Moja złość wzrosła, więc roztrzaskałem bestii głowę, a wielkie cielsko walnęło o skały.
Scarlet ze łzami w oczach padła na kolana i zaczęła płakać, a ja podleciałem do Niebieskiej. Puls był w porządku,. do tego kręgosłup i inne rzeczy nie uległy zmianie. Tylko zemdlała. Ta wiadomość pozwoliła mi odetchnąć. Skierowałem się do zrozpaczonej nastolatki i przekazałem wieści, po czym przysiadłem przy drzewie czekając aż jedna się ocknie,a  druga uspokoi.
Kiedy nadszedł ten czas, to dalej zbieraliśmy zioła i wszystko byłby okej, gdyby Ami nie zleciała z drzewa. Zero złamań czy zwichnięć (możliwe?możliwe), ale jednak coś tam ją ręka i noga pobolewały, przez co musiałem wziąć bidule na plecy i taszczyć niczym wielbłąd taszczy swe garby. 
Czy gdybyśmy zostali w naszym świecie to byśmy byli "bezpieczniejsi"? - To pytanie mnie nurtowało od dłuższego czasu, ale snucie domysłów nie miało sensu. Także, po zebraniu odpowiedniej roślinności dziewczynka opuściła me plecy i z wielkim bólem prowadziła nas do "domu".
Zaczęliśmy szukać po powrocie Olivera, ale on wsiąknął. Pytaliśmy wszędzie, ale wsiąkł jak woda w gąbkę i nie chciał dać się wycisnąć.
Ostatecznie poszliśmy na Arenę, a tam...

_________________________________________________________________________________
Burzę rzeczywistość jednym tchnieniem,
Jednym jedynym bez skrupułów pragnieniem.
Niezrozumiana przez  siebie,
Przez drzewa czy kamienie,
Żywych czy martwych.
Ból nie opuszcza, mimo, że go nie odczuwam,
A kwiat umarłych porasta me ciało od środka.
Zegarmistrz pokazuje ze smutkiem zegarek,
A ja siedzę i płaczę,
Boję się i mamrocze,

Ale nikt tego nie zrozumie, ponieważ ja sama zrozumieć nie umiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz