Szliśmy za Ami, która
zapierdzielała po drzewach. Prawdopodobnie by mieć na całe otoczenie lepszy
widok. Przede mną szła Kryształowa Panna, która ostrożnie rozglądała się wokół.
Ja natomiast podążałem za nimi pilnując tyłów. Las na szczęście nie był za gęsty,
więc nie musiałem przedzierać się przodem przez jakąś dżunglę.
Nagle Scarlet się zatrzymała i
przykucnęła nad jakimiś chwastami.
- To to. - powiedziała tak cicho, że ledwie było ją słychać.
Narwała trochę tego i podążaliśmy
dalej. Jednak w pewnej chwili wyczułem, że ktoś za nami podąża. Zatrzymałem się
i szybko spojrzałem za siebie, ale nie było tam nikogo, więc użyłem Aury i
wtedy...
Ten wielkolud z łysą czachą
wyskoczył zza drzew! Szybko odepchnąłem Białą i ominąłem stwora. Dziewczyny pod
wpływem strachu stały sparaliżowane, więc musiałem się tym jakoś zam zająć.
Jednak zwierz atakować chciał tylko naszą zielarkę. Ochrona kogoś jest bardzo
trudna, bo nie raz przyjmowałem jakieś ciosy, a to coś nie chciało paść. Gdy
wskoczyłem mu na grzbiet to tam była dziur, ale nie taka zwykła,w końcu
była tak głęboka, że sięgała do kręgosłupa bestii. Ta dziura musiała powstać od
jakieś walki, bo nie mam pomysłu od czego innego. Jednak zanim zdążyłem zareagować
już leżałem na ziemi. Wtem przypomniałem sobie o mieczach, czy tam sztyletach,
które miała Ami.
- Ami! Wskocz mu na grzbiet i z całej siły wbij coś w jego
dziurę! - wrzasnąłem i dalej szarpałem się ze stworem.
Naw szczęście dziewoja się
ocknęła i szybko wykonała moje polecenia, ale po wbiciu tam miecza... Ten
potwór rzucił nią w drzewo. Moja złość wzrosła, więc roztrzaskałem bestii
głowę, a wielkie cielsko walnęło o skały.
Scarlet ze łzami w oczach padła
na kolana i zaczęła płakać, a ja podleciałem do Niebieskiej. Puls był w
porządku,. do tego kręgosłup i inne rzeczy nie uległy zmianie. Tylko zemdlała.
Ta wiadomość pozwoliła mi odetchnąć. Skierowałem się do zrozpaczonej nastolatki
i przekazałem wieści, po czym przysiadłem przy drzewie czekając aż jedna się
ocknie,a druga uspokoi.
Kiedy nadszedł ten czas, to dalej
zbieraliśmy zioła i wszystko byłby okej, gdyby Ami nie zleciała z drzewa. Zero
złamań czy zwichnięć (możliwe?możliwe), ale jednak coś tam ją ręka i noga
pobolewały, przez co musiałem wziąć bidule na plecy i taszczyć niczym wielbłąd
taszczy swe garby.
Czy gdybyśmy zostali w naszym
świecie to byśmy byli "bezpieczniejsi"? - To pytanie mnie nurtowało
od dłuższego czasu, ale snucie domysłów nie miało sensu. Także, po zebraniu
odpowiedniej roślinności dziewczynka opuściła me plecy i z wielkim bólem
prowadziła nas do "domu".
Zaczęliśmy szukać po powrocie
Olivera, ale on wsiąknął. Pytaliśmy wszędzie, ale wsiąkł jak woda w gąbkę i nie
chciał dać się wycisnąć.
Ostatecznie poszliśmy na Arenę, a tam...
_________________________________________________________________________________
Burzę rzeczywistość jednym tchnieniem,
Jednym jedynym bez skrupułów pragnieniem.
Niezrozumiana przez siebie,
Przez drzewa czy kamienie,
Żywych czy martwych.
Ból nie opuszcza, mimo, że go nie odczuwam,
A kwiat umarłych porasta me ciało od środka.
Zegarmistrz pokazuje ze smutkiem zegarek,
A ja siedzę i płaczę,
Boję się i mamrocze,
Ale nikt tego nie zrozumie, ponieważ ja sama zrozumieć nie
umiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz