Po sowitym posiłku poszliśmy na
arenę, oczywiście wszyscy. Tak żeby było śmieszniej trzeba było iść całą grupą
i udawać bliskość. Osoby, które stały za mną oporem zerkały na mnie tylko
przelotnie i z przerażeniem, a ja szedłem wyprostowany i starałem się być
pewnym siebie oraz zachować spokój. Królowa szła przodem,a jej poddani
(czyli cała wiocha) szli za nią. Tylko nie wiem do, której grupy się
zaliczałem... Mógłbym rzec rycerz, ale dla niej? Raczej byłem jak plebs. Słońce
dzisiaj nam zaoszczędziło ślepoty, a chmurki nie zapowiadały deszczu. Wietrzyk
lekko powiewał, tak, ze dziewczynom z długimi włosami trochę rozwiewało włosy.
Coś jednak ciężkiego unosiło się w powietrzu.
Wszyscy zebraliśmy się na środku
dużego placu i patrzyliśmy na królową i jej błazna.
- Były Liderze wystąp. - powiedziała donośnie Aylin.
Niedbałym krokiem
podszedłem dosłownie przed jej nos i spojrzałem na nią z góry. Naturalnie byłem
od niej wyższy i i miałem ochotę uśmiechnąć się jej szyderczo w twarz. Aylin
była zmieszana, Dastin zakrył dłonią usta i chichotał, a wybawca już
odbezpieczał guna, trzymając go przy moim spoconym karku. Odwróciłem mozolnie
łeb w stronę Alena, a mój wzrok był obojętny do takiego stopnia, że jego oczy
otworzyły się szerzej. Drzewa zaszumiały, włosy zostały rozwiane, a słońce
rozbłysnęło mocniejszym płomykiem.
- Wystąpiłem, zamiast celować we mnie to poczekaj do walki.
- perfekcyjna postawa w tym wypadku.
Broń została
automatycznie schowana, a dziewczyna, która stała kilka cm ode mnie wzięła
głęboki oddech.
- Podajcie płatki kwiatów! - krzyknęła chyba tylko po to by
mnie ogłuszyć.
Ami podała jej
koszyk kwiatów, po czym usłyszeliśmy werdykt.
- Fiolet! - wszyscy odeszli na prawą stronę i rozsiedli się
wygodnie na piachu.
Teraz stałem tu
tylko z Anastasią, która wyglądała jakby miała zaraz paść na ziemię. Lecz ku
mojemu zdziwieniu odsłoniła ranę i ruszyła na mnie by tylko obalić mnie z nóg.
Skoczyła na mnie niczym do przytulenia, ale ja szybko kopnąłem ją w brzuch.
Poleciała kawałek dalej i leżała próbując wstać opierając się na rękach, które
drżały z każda próbą użycia ich. Ja szedłem do niej powoli, bez pośpiechu, ale
gdy do niej dotarłem... Nagle sypnęła mi piachem w twarz, przy czym krzyknęła:
- Nie poddam się!
Przez ten głupi
postępek od razu znałem jej pozycję, znowu szybko ją przewróciłem, tym razem
usiadłem na nią i przetarłem oczy. Jak by to było gdyby jednak ona się nie
szarpała... Nagle wokół niej zapłonęła Aura i złapała mnie za szyję, przy czym
ściskała z całych sił. Moja Aura trysnęła jednak tak mocno, że dziewczyna lekko
odpuściła i zamknęła oczy. Chwaciłem jej nadgarstek, tak, że zawyła z bólu i
cisnąłem nim o piach. Nachyliłem się nad nią i szepnąłem " Zaboli",
po czym zacząłem ją podduszać. Kopała nogami, a z jej oczu popłynęły łzy.
Otwierała żąłośnie usta i świszczała, aż straciła przytomność.
Jej delikatna skóra na szyi była
teraz zbezczeszczona przez siniaki, ale miałem nadzieję, że przyjdzie ktoś kto
jej pomoże, tak jak i mi kiedy miałem problem. Wstałem, a z oczu pociekły mi łzy,
odwróciłem się gwałtownie do Medyczki.
- Jesteś z siebie dumna! O to Ci chodziło! Sprawiło Ci to
przyjemność! - darłem się załamany.
Jednak ona wydobyła
tylko w ciszy kolejny płatek, tak bez emocji... Bez znaczenia...
- Kolejny kolor to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz