- Oliver! - usłyszałem nagle i aż przeszedł mnie dreszcz
zdziwienia.
- Słucham. - odwróciłem się
- Wszystko w porządku? - ahhh Ami jak zwykle troszczyła się
o mnie.
Tak, to było
cudowne, jakbym miał młodszą siostrzyczkę, dla, której jestem przykładem, a
wręcz bóstwem.
- Tak, nie martw się o mnie. Jak ty się czujesz? - jak na
starszego braciszka przystało muszę dbać o maleństwo.
- Martwię się o resztę. - spojrzała na chorujących.
- Spokojnie, znajdziemy metodę by wszystko było dobrze. Jaka
jest pogoda? - wolałem zmienić temat.
- Pada, od wczoraj.. - oznajmiła krótko.
- Hmmm, niebo się pogniewało? - uśmiechnąłem się, przy czym
pokazałem moje zęby.
Właśnie, moje zęby... Przecież
były nie myte od... No, nie wiem, jakoś w każdym razie wszyscy znosili swoje
oddechy. Przydałoby się używanie jakichś roślin w odpowiedni sposób do tego,
ale wtedy o tym naturalnie nie myślałem i gdy tak szczerzyłem żółte zębiska,
dziewczynka w końcu dostała rumianych policzków i szczęścia w oczach. Pewnie
teraz myślicie "śmiała się z tych zębów", ale wydaje mi się, że kiedy
człowiek był w tak opłakanym stanie to radował się małymi rzeczami, a nie jak
pospolity człowiek z takiej głupoty. Mylę się? To zaszczyć mnie twoim
komentarzem, który zaprzeczałby mej teorii.
-Pójdę po jedzenie dla chorych.- Charlie jak zwykle
dobroduszny.
- Nie. - moja mina drastyczni się zmieniła i uchyliłem łeb.
- Przestań. - warknął pod nosem.
- Ami, pójdziesz po jedzenie? - zachowywałem się jak baba z
okresem, ale przecież ta sytuacja była taaaka skomplikowana.
Pokiwała i poszła
do "jadalni", gdzie prawdopodobnie czekały już posiłki.
- Charlie idź spać, a Anastasia się Tobą zaopiekuje. - mój
grobowy humor powrócił.
- Nie licz na to. Kto się zajmie resztą? - gadał jak
pomylony.
- Człowieku tu leży tylko chora na nie wiadomo co laska,
Kilmian, Clara i Alen.- teraz zacząłem się wściekać.
- Reszta nie wie.. - zaczął, ale nie skończył.
- Jak się nimi zajmować? A ty wiesz? Ćpając im pomagasz?-
Anastasia skuliła się w kłębek ze stresu.
- Wiesz, że to nie tak. - westchnął.
- Dobranoc. - odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia.
- Olity głupku... - Anastasia wyszeptała pod nosem.
- Odezwała się. -warknąłem tak by usłyszała
Wyszedłem przed drzwi, którymi
trzasnąłem. Popadywało lekko, ale to już nie była ulewa. Osunąłem się na ziemię
i z drżącymi rękami na kolanach zacząłem rozmyślać co dalej. Nie mamy pojęcia o
tych cholernych mocach, roślinach, które tu rosną. Zamiast znajdować
odpowiedzi, czy wyjścia z sytuacji wciąż namnażałem pytania. Kiepski ze mnie
przywódca, no nie?
Postanowiłem
powstać i iść coś zjeść, to było najmądrzejsze póki co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz