niedziela, 6 września 2015

Oliver powraca. - Dastin.

Odnaleźliśmy Olivera, który musiał wcześniej dużo ćwiczyć, a na piasku wokół niego były jakieś dziwne zapiski. Było to nieco zaskakujące, bo ostatnio zrobił się jakiś dziwny i chyba o to właśnie chodziło. Męczył się najwyraźniej nad wieloma sprawami, co mnie martwiło.
Podeszliśmy bliżej Szefa, który leżał jak rozjechana żaba na jezdni i ledwo zipał. Nie zamierzałem mówić mu o naszej przygodzie patrząc jak on wyrzyna sobie flaki. Pierwszy raz mi jest tak kogoś żal, albo może go rozumiem, bo do niedawna wyglądałem podobnie.
Gdy chłopak usłyszał kroki w jego stronę, usiadł na zakończeniu pleców i przeczesał włosy palcami. Natychmiast uspokoił oddech i ozdobił twarz uśmiechem, który wręcz promieniał.
- Wszystko było w porządku? - zapytał; pokazując swój spokój i opanowanie.
- Tak, wszy - Ami już chciała pominąć nieprzyjemną walkę.
- Zaatakowano nas, Ami ucierpiała, ja... Nic... - Scarlet wpadła w swój mały świat.
Chłopak już nie miał tego uśmiechu co wcześniej, ale był spokojny, pogłaskał Scarlet po głowie.
- Skoro wszyscy jesteście tutaj to w porządku. - dziewczę się uspokoiło.
Jednak gdy wzrok Olivera padł na mnie, myślałem, że zaraz mnie zabije i nie wiem czy to było z powodu Ami czy tej drugiej,. ale wiedziałem, że czeka mnie niemiła rozmowa z nim na osobności. 
Następnie chłopak podszedł do Ami i ostrożnie obejrzał, przy czym co chwila posyłał do niej uśmiech.
- Oliver, nic mi się nie stało... Po prostu nie wykonałam dobrze polecenia Dastina. - i w tym momencie zamarłem.
Wódz plemienia bezradnych dzikusów zbladł i chyba próbował się jak najprędzej uspokoić. Przygotowałem swoje mięśnie do walki i czekałem tylko na atak. Ku chwale chłopak zrobił ironiczny uśmiech w moją stronę.
- Kretynie, czy nie kazałem Ci pilnować obydwu? - jego tonacja wydawała się lekceważąca, ale jednocześnie pełna ironii.
- Inaczej by się nie dało. - odwróciłem wzrok.
Nagle stanął przy mnie i złapał mnie za ramię, ścisnął dłoń tak mocno, że ból promieniował aż do palców u dłoni.
- Kretynie, zleciłem Ci pilnowanie ich, znając twoją siłę. Nie lekceważ moich zdolności - to było karcenie, pochwała, groźba?!
- Więc co mam odpowiedzieć? - kiedy spojrzałem mu w oczy on rozpłakał się ze śmiechu - zwariował?
Przykucnął i złapał się za brzuch śmiejąc się na całego, a nasza trójka stanęła jak wryta, bo kto by się spodziewał takiej reakcji. Nagle się uspokoił, ale był w dobrym nastroju.
- Szary, ile masz lat? - zapytał z zadziornym wyrazem twarzy.
- 13 - wymamrotałem.
- Ledwo słyszalne. - uśmiechnął się. - Nie myśl sobie gówniarzy, że jesteś odpowiedzialny. Zleciłem Ci proste zadanie, godne twoich kompetencji, a ty schrzaniłeś. Mogę Ci wyjaśnić to prosto. Jesteśmy w jakimś lesie, buszu czy innym takim, a mam wrażenie, że się świetnie bawisz. Teraz zaniesiesz Panie na barkach, rękach, nogach czy dupie do naszego pozornego szpitalika i sprawdzisz je osobiście. Przy czym masz być miły, bo to sprawdzę. Jeżeli niewiasty poskarżą mi się na Pana to zrobię Panu z życia obóz treningowy. - teraz brzmiał już poważnie.
- No. - mruknąłem.
- "Tak, proszę Pana" - rogi mu rosły, a ogon wywijał się za nim, brakowało tylko ognia piekielnego.
- Tak, proszę Pana. - powiedziałem głośniej.
- No i ot jest odpowiedź. - na pożegnanie dostałem w plecy z całej siły, tak, że się mało nie spotkałem z ziemią.

Po wykonaniu zlecenia najlepiej jak umiałem, udałem się do "jadalni", gdzie zjadłem jak należy. Kiedy wstałem od stołu, powędrowałem do pokoju, gdzie padłem na łóżko i zasnąłem głębokim snem. Jednak przed snem myślałem „ co będzie dalej?”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz