Oliver poszedł, a ja miałem tylko nadzieję, ze reszty nie poniesie. Wróciłem do pomieszczenia, gdzie widziałem w oczach praktycznie wszystkich dzikość.
- Proszę, uspokójcie się. - czas zacząć być poważnym.
- Zamknij się! W ogóle to czemu stoisz po jego stronie? Zaraz my tu znajdziemy rozwiązanie! Nikt ginąć nie bezie i będzie równość! Nikt nie potrzebuje lidera! - Aylin poniosło okropnie.
- Bez lidera sobie nie poradzimy,a przecież wiecie, że Tylko Oli sobie jakoś tam radzi. - mówiłem spokojnie.
- To może rozwiążemy tą sprawę inaczej? - Dastin się wtrącił.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli się na niego. Nastała podniosła atmosfera, a przez okna przebijały się promienie słoneczne, które szczątkowo rozświetlały marny pokój.
- Zaskocz nas. - od kiedy to dziewcze tak się wymądrza?
- Zróbmy sobie zabawę, jak igrzyska. Ta osoba, która wygra zostanie liderem. - zaproponował.
- Idealnie. - uśmiechnęła się medyczka.
- Nie przemyślane. - mruknąłem.
- Co niby jest nie przemyślane? - burknął Alen.
- Wszystko. Samo to, że Aylin nie ma z nami szans. - odparła Ami.
- Nie możesz tego stwierdzić. - warknęła.
- Przecież nie masz żadnych mocy. - nawet Kilmian się naraził an wzrok Meduzy.
Zapanowała grobowa cisza na chwilę, w której Kilmian był atakowany przez wzrok głupiej i zachłannej posiadaczki marzeń.
- Nie oszacowaliście pewnych rzeczy. Mianowicie zasady igrzysk. Wygrywa najsilniejszy, a ten zaś wykańcza przeciwnika. Poza tym mamy już dużo strat, wśród innych. Aylin nie przemyślałaś rzeczywiście swoich możliwości. Nie zapominaj, że my mamy Aury,a Alen Cię nie uratuje. - wytłumaczyłem.
- Nie musimy się zabijać. -mały dodał swoje trzy kolejne grosze.
- A przepraszam do jakiego stanu chcesz doprowadzić drugą osobę? - zwróciłem się bezpośrednio do niego.
Nasze oczy spotkały się i tak jakby konkurowały w powietrzu iskry z nich idące. Mrużyliśmy nasz oczka i byliśmy w pozycji zamkniętej, a mianowicie skrzyżowane nogi i ręce. W tamtym momencie dokładnie rozumiałem Olivera.
- Do stanu, w którym nie będzie mógł walczyć. - odparł lekko po chwili.
- To ustalone. - klask w dłonie rozbrzmiał w moich uszach.
- Co gdy ktoś nas zaatakuje? - kolejne pytanie, które miało otrzeźwić tą zgraje napaleńców.
- Charlie nie ma to sensu. - Anastasia przestała być w końcu biernym uczestnikiem kłótni.
- Przecież ty też będziesz musiała wystartować. - spojrzałem na nią litościwie.
Siedziała w siadzie skrzyżnym, bo stać nie mogła, do tego była cała czerwona i oczyska miała przeszklone. Kto by dał za wygraną, gdy patrzy na taką biedną dziewczynę.
- Dam radę. - jej zdecydowanie aż mnie poraziło.
- Głupi pomysł i nie zmienię zdanie, jednak róbcie co chcecie. - westchnąłem.
Na kogóż jednak mogłem liczyć, gdy nie było Oliego. Wiedziałem także, że każdy będzie musiał walczyć na powagę, jednak kogo to obchodziło? Patrzyłem w tamtym momencie na zwierzęta bez skrupułów, albo na przestraszone sarenki. Nadzieja na spokój i równowagę zniknęła, a tym czasem kolejne monstra czaiły się w kniejach. Jeszcze to zimne ciało, które leżało nieruszane od kiedy je tu przywlokłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz