Szliśmy tak w blasku trzech księżyców (Zadziwiające? Tak były tam aż trzy księżyce.), a piach ze swego złocistego koloru zmienił się na blady niebieski i błyszczał niczym w dzień. Powietrze było tylko odrobinkę chłodniejsze, ale nie wiele się zmieniło. Ustawienie gwiazd było tu zupełnie inne niż na Ziemi, więc prawdopodobnie byliśmy w innym układzie słonecznym. Zadziwiające ile można się dowiedzieć patrząc tylko w niebo.
Charlie otworzył moje drzwi, a ja szybko wszedłem do środka i położyłem dziewczynę na łóżko. Ona natychmiast usiadła skulona w kulkę. Słodko to wyglądało, była zmęczona i ziewała, jednak i masakrycznie przez jej ranę i rumieniec. Charlie usiadł obok niej i oparł się o ścianę, a ja rozsiadłem się na krześle na przeciwko nich.
- Zanim zaczniecie zdawać mi relację to przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Wiem doskonale, że poniósł mnie gniew. Nie zawsze jestem w stanie zgładzić w sobie gniew i to jest problem, z którym staram się walczyć. Wybaczcie więc. - tak, tan koleś umie okazać skruchę!
- Każdy ma swoje trudniejsze dni. - uśmiechnął się Charlie.
- Ja też potraktowałam Cię dość okrutnie. - dziewczyna nie mogła złapać odwagi by an mnie spojrzeć, ale to mi jakoś nie przeszkadzało.
- Skoro tę część rozmowy mamy za sobą, to teraz chciałbym usłyszeć co się działo jak mnie nie było. - czas spoważnieć.
- No dość sporo, zaczynając od tego, że Aylin ostro poniosło, aż po szalony pomysł Dastina, który dostał pozytywny odgłos wbrew woli większości. - odparł tajemniczo miecznik.
- To znaczy? - westchnąłem.
- Dastin wpadł na pomysł igrzysk między nami wszystkimi, by wybrać lidera. Aylin też weźmie w tym udział, jednak nie zabijamy przeciwnika tylko doprowadzamy do momentu,w którym się nie podniesie. - już minie szlak strzelał.
- Przecież są ranni i nie panujemy nad Aurami. - stwierdziłem.
- To nie obchodzi Aylin, a co najgorsze trzeba walczyć na poważnie. - wtrąciła dziewka.
- Chyba ich coś boli? - wyrwało mi się.
Mało brakowało bym nie wstał i nie poszedł do tej inteligencji od siedmiu boleści. Pięści już miałem gotowe by tylko jej strzelić w twarz. Całe ciało miałem spięte, ale na szczęście dwie wyluzowane osoby dawały mi trochę swojej aury spokoju.
- Możemy tylko liczyć na to, że wygrasz jakoś. - Charlie zmienił trochę pozycje.
Zgarbił się i patrzył wprost w moje płonące czerwienią oczy, ale sam się nie denerwował, jakby wiedział, że wygram
- Kto rządzi jak na razie? - cicha nadzieja, że nie nastąpił chaos trwała w moim sercu.
- Myślę, że twoja ulubiona medyczka. - na jego twarzy pojawił się pogardliwy uśmieszek, a oczy zalśniły złością.
- W skrócie: mam dużo do nadrobienia. - skomentowałem.
Już chciałem mówić by Anastasia i Charlie poszli spać, kiedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz