*Egh! co to za cholerne hałasy!* - dokładnie w ten sposób rozpocząłem poranek. Wstałem wściekły jak osa, przecierając zaspane oczy i wsłuchując się w cholerne skrzypienie drzwi. Lecz kiedy spojrzałem kto wydaje te okropne dźwięki specjalnie uznałem, że trzeba się uspokoić.
Anastasia stała zamyślona i poruszała drzwiami, prawdopodobnie zastanawiała się jak sprawić by przestały. Był już środek dnia, także słońce nie oślepiało. Niestety ten czas tutaj płynący nie pozwala nam ustalić godzin, dlatego też nie sugerujemy się czasem jak ludzie, z którymi żyliśmy. Czyż to nie piękne? Tu czas nie płynie nieubłaganie i wszystko da się zrobić.Chociaż co do tego także można mieć uprzedzenia.
- Co ty robisz? - dziewczę dostało ciarek.
- Nic. - trzasnęła drzwiami i szybkim krokiem usiadła na białej pościeli.
Można by się w niej nawet zakochać, przez wzgląd na jej szczerość i niewinność. Jednak jej niezdarność też jest niesamowita.
-Skoro nic, to... - jej brzuch domagał się wyjaśnień, czemu jeszcze nic nie zjadła.
Zawstydzona złapała się za brzuch i zarumieniła.Scena jak z romansu, ale nie interesowało mnie rozmnażanie w tamtym czasie, a tym bardziej miłość w tamtych okolicznościach.
- Dobra, to chodźmy coś zjeść. - wstałem z podłogi i otworzyłem drzwi.
Proszę, nie chciałbym by ktoś pomyślał, że jestem gentlemanem. Tak na prawdę jestem oschły i nie znoszę ludzi. Tak, tak dotyczy to też obecnych czasów. Nie mylcie mnie więc z czymś tak głupim.
Dziewczyna szybko wstała z łóżka, a przy drzwiach założyła buty.Ja także je ubrałem i ruszyliśmy do jadalni, gdzie jak zwykle czekał nas sowity posiłek. Wszyscy tam naturalnie już byli i ewidentnie powstrzymywali się od ziewania. Atmosfera była grobowa, tylko Dastinowi to przynosiło szczęście na mordzie, a mnie raczej irytowało. Alen siedział zamyślony przy Aylin, która o mało nie wyszła z siebie jak mnie zobaczyła.
Usiadłem przy stole gdzie siedział Charlie wraz z Carlą i Ami. Fioletowa również usiadła z nami, ale wydawała się być smutniejsza niż zawsze. Ciekawiło mnie o czym ona tam rozmyśla, ale uznałem, że nie wszystko trzeba wiedzieć.
- Po obiedzie na nasz stadion tortur. - mruknął miecznik zajadając się warzywkami.
- Czyżby Panu nie dopisywał dziś humorek? - uśmiechnąłem się wrednie.
Jak tu nie drażnić się z kimś, kto zwyczajnie unika tego typu rozmów?
- Wybacz, ale nie za bardzo mi on dopisuje. - jaka dojrzała postawa, aż miałem ochotę klasnąć w dłonie ze trzy razy.
- Emmm, Liderze, nie boisz się? - co tej małej przyszło do głowy?!
- Czego? - odłożyłem znakomitą kawę podaną w porcelanowej filiżance o kolorze czarnym, ze złotymi ozdobami.
- Walki... - jej wzrok odbiegł od naszego stołu i wbił się gdzieś w ścianę.
- Nie mam czego, przecież mogę na was liczyć, Aylin jest niezbyt inteligentna, a Dastin przecenia zapewne swoje umiejętności. - wytłumaczyłem.
- Scarlet... Powiedziała, że nie będzie walczyć. Tak samo Kilmian... - teraz jej smutny ton doszedł nawet do mnie.
- Zdaj się na mnie, dobrze? - uśmiechnąłem się radośnie.
Ją to pocieszyło, ale reszta tylko bardziej zagłębiła się w swoich umysłach i jedzeniu. Miałem nadzieję, że nie jest im mnie żal, czy coś w ten deseń, bo t by było bez sensu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz