niedziela, 31 maja 2015

Oliver z innej strony.

- Jest chłodno i pada, weźcie to. - nałożył na nas "pelerynkę", po czym zamknął za nami drzwi.
   Lało niemiłosiernie, do tego było strasznie ciemno i nie wiedziałem jak mam dotrzeć do swojego domku! Wpadłem jednak na pomysł, by swoją Aurą rozświetlić drogę. To był plan doskonały, ponieważ nie było tu latarek, a do tego nie mieliśmy telefonów (jak zdążyliście zauważać wcześniej nasza grupa nie jest normalna i odstajemy od ludzi). Podczas kiedy moje ciało emitowało światło, a deszcz uderzał o naszą ochronną tkaninę ja rozmyślałem nad kolejnym pojedynkiem i na tym jak to wszystko może się zakończyć. Prawdopodobieństwo naszego wyginięcia z dnia na dzień się zwiększa, chociaż myślę, że niektórych poruszyła ostatnia scena mojej walki, a Aylin dało do myślenia to co ja powiedziałem.
Zanim się zorientowałem byłem już przed drzwiami mojego domu, do którego pospiesznie wszedłem. Zamknąłem za sobą drzwi, zdjąłem pelerynkę i położyłem dzieciątko na moim łóżku. "Kolejna nocka na ziemi - kocham to" - pierwsza myśl gdy spojrzałem na ciało, które drżało na łóżku z zimna. Szybko ją przykryłem i usiadłem przy łóżku przodem do drzwi.
   Kiedy tak siedziałem to moją uwagę przykuły palące się świeczki "Ktoś tu był?" - moje myśli wkroczyły w stan całkowitego przejęcia się sprawą. Nade wszystko drzwi nie skrzypiały... Wstałem powoli i chwiejnie, po czym urządziłem sobie przechadzkę po i tak małym pomieszczeniu.
   Naturalnie nic nie znalazłem, zero śladów butów, czy czegokolwiek. Byłem wycieńczony, a jutro czekał mnie kolejny ciężki dzień, więc postanowiłem się zdrzemnąć. Spałem może ze 3 godziny, ku chwale Bogom nie miałem koszmarów,a  deszcz mnie nie zbudził.
   Rano wstałem jako pierwszy, słońce akurat wschodziło i zaglądało już do mojego okna, a świeczki były wypalone kompletnie. Przysiadłem na podłodze i potargałem prawą dłonią włosy. Ziewnąłem, po czym przetarłem oczy dłońmi zaciśniętymi w pięści. Kolejnym etapem poranka było rozciągniecie, zachowanie niczym kocie, ale nic nie mogę poradzić na moje zachowanie. Wyszedłem na dwór się odlać na szybko i wróciłem do środka mej posiadłości.
   Dziewczynka siedziała przy oknie wpatrując się w przestrzeń, do póki nie usłyszała moich kroków. Odwróciła głowę i rozszerzyły jej się źrenice. " O nie kochana, ja pedofilem nie jestem." - pierwsze co cisnęło mi się na wargi.
- Nie mogłem zanieść Ciebie do twojego domu, ani zostawić Charliemu. - mruknąłem niedbale.
  Stałem przygarbiony, ze skrzyżowanymi rękoma i opierałem się o ścianę.Głowa delikatnie opadała mi na prawą stronę, a słoneczne promienie padały prosto na mnie.
  Delikatnie kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Jesteś pewnie już głodna. Poza tym musisz nabrać siły na dzisiejszy pokaz. Zbieraj się i chodźmy. - dziewczyna zmarkotniała.
- Nie chce tam iść. - ledwo co ja usłyszałem.
- Zaufaj mi. - uśmiechnąłem się do niej.
Niechętnie wstała z łóżka i poszliśmy się najeść. Wszyscy już siedzieli przy stołach, a nawet Charlie z podkrążonymi oczyma jadł łapczywie. Usiadłem obok niego,a  Ami tam gdzie siedziała ostatnio, mimo braku Carli.
- Ja dzisiaj zostanę przy rannych. - wycedziłem nagle.
   Miecznik odłożył widelec i przełknął to co miał w buzi.
- Ja to zrobię. - uparty jak zwykle.
- Ty dzisiaj odpoczniesz, poza tym nie wiadomo z kim będzie dzisiaj walka. - stwierdziłem.
- Dam radę. - uparty dzieciak!
- To nie prośba. - uśmiechnąłem się wrednie.
- Ale ty musisz wypoczywać na kolejne walki. - buntowniś.
- Nie dyskutuj ze mną.- ten uśmieszek nie schodził mi  z twarzy.

- Słuchajcie wszyscy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz