środa, 20 maja 2015

Smutna walka.

Po sowitym posiłku poszliśmy na arenę, oczywiście wszyscy. Tak żeby było śmieszniej trzeba było iść całą grupą i udawać bliskość. Osoby, które stały za mną oporem zerkały na mnie tylko przelotnie i z przerażeniem, a ja szedłem wyprostowany i starałem się być pewnym siebie oraz zachować spokój. Królowa szła przodem,a  jej poddani (czyli cała wiocha) szli za nią. Tylko nie wiem do, której grupy się zaliczałem... Mógłbym rzec rycerz, ale dla niej? Raczej byłem jak plebs. Słońce dzisiaj nam zaoszczędziło ślepoty, a chmurki nie zapowiadały deszczu. Wietrzyk lekko powiewał, tak, ze dziewczynom z długimi włosami trochę rozwiewało włosy. Coś jednak ciężkiego unosiło się w powietrzu.
Wszyscy zebraliśmy się na środku dużego placu i patrzyliśmy na królową i jej błazna.
- Były Liderze wystąp. - powiedziała donośnie Aylin.
   Niedbałym krokiem podszedłem dosłownie przed jej nos i spojrzałem na nią z góry. Naturalnie byłem od niej wyższy i i miałem ochotę uśmiechnąć się jej szyderczo w twarz. Aylin była zmieszana, Dastin zakrył dłonią usta i chichotał, a wybawca już odbezpieczał guna, trzymając go przy moim spoconym karku. Odwróciłem mozolnie łeb w stronę Alena, a mój wzrok był obojętny do takiego stopnia, że jego oczy otworzyły się szerzej. Drzewa zaszumiały, włosy zostały rozwiane, a słońce rozbłysnęło mocniejszym płomykiem.
- Wystąpiłem, zamiast celować we mnie to poczekaj do walki. - perfekcyjna postawa w tym wypadku.
   Broń została automatycznie schowana, a dziewczyna, która stała kilka cm ode mnie wzięła głęboki oddech.
- Podajcie płatki kwiatów! - krzyknęła chyba tylko po to by mnie ogłuszyć.
   Ami podała jej koszyk kwiatów, po czym usłyszeliśmy werdykt.
- Fiolet! - wszyscy odeszli na prawą stronę i rozsiedli się wygodnie na piachu.
   Teraz stałem tu tylko z Anastasią, która wyglądała jakby miała zaraz paść na ziemię. Lecz ku mojemu zdziwieniu odsłoniła ranę i ruszyła na mnie by tylko obalić mnie z nóg. Skoczyła na mnie niczym do przytulenia, ale ja szybko kopnąłem ją w brzuch. Poleciała kawałek dalej i leżała próbując wstać opierając się na rękach, które drżały z każda próbą użycia ich. Ja szedłem do niej powoli, bez pośpiechu, ale gdy do niej dotarłem... Nagle sypnęła mi piachem w twarz, przy czym krzyknęła:
- Nie poddam się!
   Przez ten głupi postępek od razu znałem jej pozycję, znowu szybko ją przewróciłem, tym razem usiadłem na nią i przetarłem oczy. Jak by to było gdyby jednak ona się nie szarpała... Nagle wokół niej zapłonęła Aura i złapała mnie za szyję, przy czym ściskała z całych sił. Moja Aura trysnęła jednak tak mocno, że dziewczyna lekko odpuściła i zamknęła oczy. Chwaciłem jej nadgarstek, tak, że zawyła z bólu i cisnąłem nim o piach. Nachyliłem się nad nią i szepnąłem " Zaboli", po czym zacząłem ją podduszać. Kopała nogami, a z jej oczu popłynęły łzy. Otwierała żąłośnie usta i świszczała, aż straciła przytomność.
Jej delikatna skóra na szyi była teraz zbezczeszczona przez siniaki, ale miałem nadzieję, że przyjdzie ktoś kto jej pomoże, tak jak i mi kiedy miałem problem. Wstałem, a z oczu pociekły mi łzy, odwróciłem się gwałtownie do Medyczki.
- Jesteś z siebie dumna! O to Ci chodziło! Sprawiło Ci to przyjemność! - darłem się załamany.
   Jednak ona wydobyła tylko w ciszy kolejny płatek, tak bez emocji... Bez znaczenia...
- Kolejny kolor to...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz