niedziela, 3 maja 2015

Kłótnia w rodzinie.

- Wiesz, nic nie jest do końca pewne. Zależy od tego na ile odporny jest jej organizm. - Aylin przedstawiła mi sytuację.
Wstałem wściekły i walnąłem w ścianę, tak, że ukruszył się tynk.
- Poświata. - mruknęła zła Aylin.
Odwróciłem się i wyszedłem z budynku oraz ruszyłem do jadalni. Usiadłem by zjeść na spokojnie,a  Charlie nawet nie pytał. Widział jaki jestem zły.
Po chwili do sali przyszła nasza sanitariuszka, podejrzewałem, że po jedzenie dla chorej i dla siebie. Naturalnie się nie myliłem i w tym momencie postanowiłem coś ogłosić.
- Korzystając z okazji chciałbym byście dzisiaj się zjawili w budynku gdzie leżą poszkodowani. Chciałbym wam przedstawić parę nowych informacji i wytłumaczyć co nieco. Najlepiej po śniadaniu. - wstałem i powiedziałem głośno.
Wszyscy przytaknęli i wrócili do tego co robili przedtem. Teraz należało się tylko skrupulatnie przygotować do przemowy jaką wygłoszę. Jak zwykle wszystko na mojej głowie!
Po zjedzonym posiłku udałem się do naszego "mini szpitala". Jeszcze nikogo nie było poza Anastasią i Aylin, poczułem się wtedy trochę nieswojo. Jednak co innego mogłem odczuwać, jak zrobiłem taką scenę.
- Oliver... - usłyszałem cichy głos Anastasi.
- Hm? - spojrzałem na nią.
- Nie powinieneś reagować w taki sposób. To niestosowne. - jak zwykle szczera.
- Czasem to normalne u ludzi. Zrozumiałabyś gdybyś była na moim miejscu. - tsst, nie miało to tak zabrzmieć!
*Kretyn* - zbeształem się w myślach.
- To nie ma znaczenia. Nie powinieneś być taki słaby psychicznie. Jesteś chłopakiem. - taaa, bo każdy facet musi być ze stali...
- A co ty o mnie wiesz?! - dałem się ponieść emocjom.
- Nie krzycz na nią! - jeszcze sanitariuszka od siedmiu boleści mi w drogę wchodzi.
- Bo co?! Zgrywa się i udaje najmądrzejsza, a tym czasem to ja się tu ze wszystkim męczę! Biorę wszystko na siebie! Wszyscy tu cierpią, a ja czuję się odpowiedzialny za was! Tymczasem śmiecie mieć do mnie jeszcze pretensje! - wojna start.
- Jak tak się zachowujesz to czego się dziwisz?! - darcie mordy w jej przypadku wyglądało komicznie.
- A czegoś się spodziewała kretynko?! - poczułem uderzenie w twarz.
Kto to zrobił? Alen naturalnie.
- Nie waż się tak jej nazywać. - syknął.
Nawet nie drgnąłem z miejsca.
- Drugi geniusz się znalazł !- wydarłem się, a jego oczy zaświeciły
Obydwoje wypuściliśmy ze sobą światłość, zwaną także aurą.. W tym momencie wleciał między nas Charlie, nawet nie zauważyłem, że wszyscy tu są.
- Uspokójcie się obydwoje. - powiedział spokojnie.
- Nikt nie będzie mnie tak nazywać! - Alen na mnie ruszył z pełną prędkością, ale nie spodziewał się, że miecznik go zablokuje.
Charlie po prostu wyciągnął miecz i podstawił mu pod gardło, a ten świr ledwo co się zatrzymał. Moja aura opadła. Chyba tylko on stał totalnie po mojej stronie.
- Widzieliście te kolory? To jest aura, która pozwala nam na wydobycie z siebie niewiarygodnej mocy. Nazwy kolorów określają kolor waszej aury. Być może każda oznacza coś innego. Tego nie wiem. Ciało tej dziewczyny - wskazałem na ciało - to kobieta, która mi pomogła przeżyć. Wtedy co uratowałem Scarlet to po uderzeniu umierałem. Ona pojawiła się jako duch i mnie uleczyła, jednak przez moje pytania... Umarła po prostu i pojawiła się jako człowiek w naszym świecie. Chciałem wam zaproponować jakieś treningi, byśmy nauczyli się kontrolować aury. Teraz jednak zastanawiam się czy w ogóle nadaje się by tu z wami być. - westchnąłem.
Wszyscy milczeli, byli w lekkim szoku,a  niektórzy jak Dastin stali nieporuszeni.
Wyszedłem z pomieszczenia i chciałem iść gdzieś w las, kiedy nagle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz