niedziela, 15 lutego 2015

Nowy świat. 1/9

Miejsce przeszywające mnie mrokiem... Jak ja się tu znalazłem? Może zacznę od początku.
Pewnego dnia gdy szedłem na zajęcia stanęło przede mną trzech chłoptasiów z tych wyższych sfer. Mundurki takie jak to na szkołę prywatna przystało. Zatrzymali mnie dość nieuprzejmie, pewnie sądząc, że nie wiadomo kim jestem.
- Dość nieuprzejme z waszej strony. - podniosłem głowę, którą miałem skierowaną w dół.
- Dawaj kasę! - wrzasnął najgłupszy chłoptaś jakiego mogłem tylko spotkać na swojej drodze.
Jednemu tylko warga drgała, tak go zamurowało gdy na mnie patrzył.
- Wiesz kim jestem? - Zapytałem spokojnym głosem, jakbym od razu przewidywał ich klęskę.
Wargowicz nagle poklepał kolegę w ramię i wydukał " Cze-rwo-ny", patrzyłem na to zainteresowany.
-C-coooo! - krzyknął chłoptaś i odepchnął kolegów gwałtownie w tył.
- Przepraszamy! Nie o to nam chodziło... To znaczy... - Chłopak miał przestraszony wyraz twarzy, a ręce mu drżały.
- Puścimy to w niepamięć, tylko weźcie zmykajcie już do szkoły. - mruknąłem.
Chłopacy jak szybko się pojawili tak szybko i zniknęli. Ja znowu w napływie spokoju ruszyłem do szkoły. Brakowało mi jednak czegoś i to zdecydowanie zbyt mocno. Wchodząc pod górkę poczułem ciepło słonecznych promieni na plecach. Przystanąłem an górze i odwróciłem się. Słońce wschodziło, a ja to obserwowałem szukając czegoś.
Nagle wziąłem głęboki wdech i po chwili wypościłem powietrze. Uznałem, że czas na mnie. Postawiłem torbę na chodniku i ruszyłem gdzieś, gdzie znajdę odpowiedź.
Tak trafiłem do tego miejsca. Szukam odpowiedzi, nazwać mogę to życzeniem i powodem do życia.
Nagle ujrzałem dużą jaskinię, a obok niej niby kościółek. Posępnie udałem się do środka i przemierzając hol szedłem na przód.
Wszędzie było pełno jakichś roślin, a na środku błyszczący kamyczek, do którego podszedłem i złapałem za niego.
Moje ciało obiegło dziwne światło, a oczy zamknęły się. Ujrzałem białą damę, która spojrzała an mnie w dziwny sposób.
- Czerwony. - powiedziała łagodnym głosem i w tym samym momencie opatuliła mnie czerwona światłość.
Znalazłem się nagle w jakimś dziwacznym miejscu, niczym z jakiegoś filmu z gladiatorami. Czemu? Stałem na środku areny.
Rozejrzałem się powoli i zdałem sobie sprawę, że znajduję się w jakimś mieście, być może Rzymie, albo w Grecji.
*Egh, w coś ty się wpakował?!* - pomyślałem.
Zastanawiałem się, czy jest tu jakieś inne życie poza roślinnością i zwierzętami. Chociaż... Może są tu zmutowane zwierzęta, a ja nic o tym nie wiem? Można rzec *Aaa, nie ważne*, jak chce się szybko zakończyć swój pobyt tutaj. Trzeba być ostrożnym, dlatego nie zagłębiałem się w las, tylko w miasto.
Ku mojemu zaskoczeniu nikogo tu nie było, ale wszystkie przedmioty potrzebne do przeżycia jak najbardziej są. Nie wiedziałem, czy mieszkanie, w którymś z domów jest na miejscu, więc usadowiłem się na dachu obserwując wszystkie zakątki miasta.
Wyglądało na przygotowane do życia w nim, a jednocześnie na dziwnie opustoszałe.*Może jestem tutaj kompletnie sam?* - zaproponowałem w głowie.
Nie wiedziałem, czy szukać życia, czy lepiej siedzieć. W pewnym momencie pomyślałem o możliwości zostawienia tu jakichś map. Pytanie tylko "gdzie one są?".
Zacząłem dalej oglądać miasto, w którym się znalazłem. W końcu znalazłem coś niczym biblioteka i zacząłem szukać map. Nie trwało to długo, ale problem był taki, że mapy to był zbiór do jednej mapy. Tylko, że map było dość sporo, być może zajęłoby mi ich składanie kilka dobrych godzin albo dni.
Usiadłem zdesperowany i zmęczony na ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz