- Jest chłodno i pada, weźcie to.
- nałożył na nas "pelerynkę", po czym zamknął za nami drzwi.
Lało
niemiłosiernie, do tego było strasznie ciemno i nie wiedziałem jak mam dotrzeć
do swojego domku! Wpadłem jednak na pomysł, by swoją Aurą rozświetlić drogę. To
był plan doskonały, ponieważ nie było tu latarek, a do tego nie mieliśmy
telefonów (jak zdążyliście zauważać wcześniej nasza grupa nie jest normalna i
odstajemy od ludzi). Podczas kiedy moje ciało emitowało światło, a deszcz
uderzał o naszą ochronną tkaninę ja rozmyślałem nad kolejnym pojedynkiem i na
tym jak to wszystko może się zakończyć. Prawdopodobieństwo naszego wyginięcia z
dnia na dzień się zwiększa, chociaż myślę, że niektórych poruszyła ostatnia
scena mojej walki, a Aylin dało do myślenia to co ja powiedziałem.
Zanim się zorientowałem byłem już
przed drzwiami mojego domu, do którego pospiesznie wszedłem. Zamknąłem za sobą
drzwi, zdjąłem pelerynkę i położyłem dzieciątko na moim łóżku. "Kolejna
nocka na ziemi - kocham to" - pierwsza myśl gdy spojrzałem na ciało, które
drżało na łóżku z zimna. Szybko ją przykryłem i usiadłem przy łóżku przodem do
drzwi.
Kiedy tak
siedziałem to moją uwagę przykuły palące się świeczki "Ktoś tu był?"
- moje myśli wkroczyły w stan całkowitego przejęcia się sprawą. Nade wszystko
drzwi nie skrzypiały... Wstałem powoli i chwiejnie, po czym urządziłem sobie
przechadzkę po i tak małym pomieszczeniu.
Naturalnie nic nie
znalazłem, zero śladów butów, czy czegokolwiek. Byłem wycieńczony, a jutro
czekał mnie kolejny ciężki dzień, więc postanowiłem się zdrzemnąć. Spałem może
ze 3 godziny, ku chwale Bogom nie miałem koszmarów,a deszcz mnie nie
zbudził.
Rano wstałem jako
pierwszy, słońce akurat wschodziło i zaglądało już do mojego okna, a świeczki
były wypalone kompletnie. Przysiadłem na podłodze i potargałem prawą dłonią
włosy. Ziewnąłem, po czym przetarłem oczy dłońmi zaciśniętymi w pięści.
Kolejnym etapem poranka było rozciągniecie, zachowanie niczym kocie, ale nic
nie mogę poradzić na moje zachowanie. Wyszedłem na dwór się odlać na szybko i
wróciłem do środka mej posiadłości.
Dziewczynka
siedziała przy oknie wpatrując się w przestrzeń, do póki nie usłyszała moich
kroków. Odwróciła głowę i rozszerzyły jej się źrenice. " O nie kochana, ja
pedofilem nie jestem." - pierwsze co cisnęło mi się na wargi.
- Nie mogłem zanieść Ciebie do twojego domu, ani zostawić
Charliemu. - mruknąłem niedbale.
Stałem przygarbiony,
ze skrzyżowanymi rękoma i opierałem się o ścianę.Głowa delikatnie opadała mi na
prawą stronę, a słoneczne promienie padały prosto na mnie.
Delikatnie kiwnęła
głową na znak, że rozumie.
- Jesteś pewnie już głodna. Poza tym musisz nabrać siły na
dzisiejszy pokaz. Zbieraj się i chodźmy. - dziewczyna zmarkotniała.
- Nie chce tam iść. - ledwo co ja usłyszałem.
- Zaufaj mi. - uśmiechnąłem się do niej.
Niechętnie wstała z łóżka i
poszliśmy się najeść. Wszyscy już siedzieli przy stołach, a nawet Charlie z
podkrążonymi oczyma jadł łapczywie. Usiadłem obok niego,a Ami tam gdzie
siedziała ostatnio, mimo braku Carli.
- Ja dzisiaj zostanę przy rannych. - wycedziłem nagle.
Miecznik odłożył widelec i przełknął to co miał w buzi.
- Ja to zrobię. - uparty jak zwykle.
- Ty dzisiaj odpoczniesz, poza tym nie wiadomo z kim będzie
dzisiaj walka. - stwierdziłem.
- Dam radę. - uparty dzieciak!
- To nie prośba. - uśmiechnąłem się wrednie.
- Ale ty musisz wypoczywać na kolejne walki. - buntowniś.
- Nie dyskutuj ze mną.- ten uśmieszek nie schodził mi
z twarzy.
- Słuchajcie wszyscy!