Podałem jej dłoń i wstałem nieco na tchnięty.
- Nie ma za co. - uśmiechnąłem się do niej.
Ruszyliśmy na Arenę ponownie, by zebrać wszystkich na posiłek. Później myślałem o kąpieli i zwiedzaniu miasta. Gdy tak szliśmy to Ami podskakiwała i gwizdała w rytm ptasich dziobów. Niewątpliwie miło się jej słuchało, ale co najważniejsze przekazywała tą dobrą energię i mi.
Kiedy wróciliśmy wszyscy byli jacyś tacy dziwni, w swoim świecie i smutni.
- Chodźcie jeść, wykąpiecie się jak odzyskacie siły. - na te słowa wszyscy spojrzeli weselej w moją stronę.
Wszyscy kołysząc się na boki poszliśmy do jadalni, gdzie czekała na nas uczta niczym z filmu. Wszyscy zajadali się ze smakiem i znowu było słychać szum wesołych pogadanek. Powoli przywiązywałem się do tych ludzi.
Każdy z nich był taki inny i taki ciepły w środku, ale to był dopiero początek naszych przygód, a co nas czekało... Tego nie był w stanie powiedzieć nikt. Ciekawiło mnie co nas z każdą chwilą zbliżało do siebie, być może nie zostaliśmy wybrani przypadkiem. Czyżby Mayu miała jakiś plan na nas? Tylko ona mogła pociągać mozolnie za sznurki i bawić się razem z nami. Ciekawe czy władała tym światem... Może była kukiełką w czyichś rękach. Ktoś tu miesza wszystkim w głowach, ale jednocześnie wiedziałem i wiem jedno: TO MIEJSCE MNIE URATOWAŁO.
Jaka przygoda będzie następna? Chyba coś dla nas mają już przygotowane...
- Oliver?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz