Następnego dnia wstałem dość wcześnie, ale nie jako jedyny. Kiedy chciałem otworzyć drzwi od domku zobaczyłem Charliego, który wykonywał już gest pukania do nich.
- Co jest? - zapytałem.
- Scarlet się wybudziła i chciała z Tobą porozmawiać. Poza tym trzeba obudzić niedługo resztę, zjeść pogrzeb zrobić i porozmawiać. - chyba przez swoja głupotę obarczyłem mojego towarzysza pewnymi ciężkimi sprawami.
- Już do niej idę. Jakbyś mógł to ich wybudź, a ja zajmę się resztą. Przy okazji co z Anastasią i Carlą?- dopytywałem.
- Nie wiem, dopiero co wstałem, tylko spotkałem Aylin , która mnie poprosiła o przekazanie Tobie tego, że dziewczyna wstała. - odparł.
- Dobra, dzięki. Ja zmiatam. - skinąłem na pożegnanie głową i ruszyłem do "lecznicy".
Wszedłem po cichu, tak by nikomu nie przeszkadzać. Scarlet siedziała popijając wodę w kącie. Carla głaskała Ami, która najwidoczniej przesiedziała obok niej całą noc. Aylin natomiast opatrywała Fioletową. Anastasia, Aylin i kruszyna spojrzały się na mnie z iskierką szczęścia w oku, co dało mi energię na dziś. Rozsiadłem się obok kruszyny i czekałem, aż zacznie rozmowę.
- Dziękuję za uratowanie. - powiedziała prawie niesłyszalnie.
- Nie wiele zrobiłem, więc po co dziękujesz? - umiałem być skromny! Szok!
- Prawie zginąłeś gdy uderzyliśmy o jakiś budynek... - teraz już mówiła głośniej.
- Przepraszam, nie chcę byś musiała się o mnie martwić. Nie będę więcej dla Ciebie zmartwieniem. - chciałem ją pocieszyć i nie obarczać swoją głupotą, ale ona się zarumieniła.
- To nie tak... - wymamrotała.
- Nie panowałem do końca nad nową mocą, przez to musiałaś się martwić... Nie chcę by to się powtórzyło. - odparłem.
Dziewczę dotknęło mnie swoją zimną dłonią i pogłaskało po głowie.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się delikatnie i ciepło.
Odparłem uśmiechem i miałem nadzieję, że będzie taka częściej.
- Powinnaś iść coś zjeść. - wstałem i otrzepałem spodnie.
Kiwnęła twierdząco głową, a ja podałem jej dłoń, by mogła szybciej wstać. Skorzystała z pomocy i pokierowała się od razu do jadalni. Następnie skierowałem się do 2 przyjaciółek.
- Carla, czas coś zjeść, obudź młodą. - powiedziałem cicho.
- Wolałabym by się wyspała. - odparła.
- Musicie też jeść. - brutalna prawda zawsze jest dobrym wyjściem.
Westchnęła i obudziła Ami, po czym skierowały się w tą samą stronę co poprzednia dziewoja. Na koniec zostawiłem ostatnie dwie żyjące w tym pomieszczeniu kobiety. Podszedłem do nich i kucnąłem na przeciwko pianistki, a obok naszej sanitariuszki.
- Jak tam? - zapytałem.
- Cóż, dobrze, że szybko zatamowałeś krwawienie, ale jest w kiepskim stanie. Całą noc nad nią czuwałam i podawałam różne zioła, ale nie wiem ile zajmie jej leczenie. Przydałby się szwy chirurgiczne. - powiedziała zasmucona.
Jak mogłem wtedy wyglądać? Zamroźmy ten moment w czasie. Prawdopodobnie wyglądałem jak człowiek, który właśnie dostał plaskacza od jakiejś laski, której powiedziałem coś ala "no, mam kochankę". Porównanie boskie, nie? Mniejsza o to. W moich oczach zaiskrzyły pewnie jakieś emocje. Jak myślicie, co to mogło być? Pozostawię to wam i waszej wyobraźni, w końcu każdy powinien mniej więcej wiedzieć co odczułem! Chociaż z nią mnie nic nie łączyło niby, ale sam nie wiem. Jakoś taka bliska mi była i jest. Dobra wrócimy do sytuacji, nie będę was już zanudzał tymi domysłami. Nie jestem filozofem w końcu, a co do was to nie wiem i nie wnikam.
- Ale przeżyje? - mruknąłem.
Poczułem nagle dłoń Anastasi na swoim kolanie i podniosłem wzrok na nią, uśmiechała się blado.
- Wiesz....
środa, 29 kwietnia 2015
niedziela, 26 kwietnia 2015
Krótka wojna z samym sobą.
Po chwili weszliśmy do budynku, gdzie leżały dwie osoby,a jedna kucała i pilnowała osób. Położyłem dziewczynę, którą trzymałem na rękach obok Scarlet, a Kilmian zaraz obok Carlę. Dopiero teraz zobaczyłem siedzącą w kącie Aylin. Usiadłem pod ścianą i parłem głowę o nią, jednocześnie myśląc co dalej.
Nagle obok mnie przysiadł Charlie.
- Ze Scarlet w porządku, jest tylko nieprzytomna.- odetchnąłem z ulgą.
- Idź do reszty. - mruknąłem odwracając wzrok.
- Sądzę, że to ty powinieneś ich pocieszyć, a nie ja. - odparł.
Wstałem energicznie i spojrzałem na wszystkich gniewnym wzrokiem.
- Jak widzicie będziemy skazani na ataki, być może nie każdy z nas przeżyje. Mam jednak nowe informacje, które przedstawię wam później. Nie martwcie się i pozostawcie wszystko mnie. Następnym razem was nie zawiodę. - wygłosiłem przemówienie.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, chociaż widać było, że coś im jednak nie gra.
- Rozejdźcie się, niech Ci co znają się na jakimkolwiek leczeniu zostaną z rannymi, a reszta odpocznie. - zakończyłem i odszedłem.
Gdzie się kierowałem? Do swojego domu, gdzie nic na mnie nie czekało. Tylko zmartwienia mi teraz w głowie, a do tego jeszcze te moje chrzanione porażki. * Jestem nieodpowiedzialny, ale mam dopiero 16 lat, czy inni powinni ode mnie oczekiwać tak dużo? Może jednak to ja przesadzam?* - wtedy to mnie dręczyło, co nie okazało się negatywne. Wzmacniały mnie te myśli.
Otworzyłem drzwi i usiadłem na łóżku z okropnym bólem głowy. Oparłem czoło o dłonie, a kciukami masowałem skronie w nadziei, że coś to pomoże.
Słowo "wykończony" nie pasowało tu do mnie, to coś gorszego. Po chwili padłem jak długi na łóżko i zasnąłem. Pierwsze pewnie co wam się nasuwa na myśl to "usnął, pewnie wypocznie". Niestety to nie tak miało być. Śniły mi się koszmary, budziłem się i zasypiałem, tarmosiłem po łóżku. Kilka razy spadłem na podłogę, uderzając się o głowę. W pewnym momencie ktoś zapukał do moich drzwi i krzyknął coś o jedzeniu. *Wynocha!* - wydarłem się wtedy. Jednak czego można było się spodziewać po mnie innego.
Nie mogłem spać, nie mogłem się dobudzić, czysta męczarnia. To była wieczność zanim zasnąłem w spokoju, jednak sen później był spokojny i nie było w nim nic stresującego.
Nagle obok mnie przysiadł Charlie.
- Ze Scarlet w porządku, jest tylko nieprzytomna.- odetchnąłem z ulgą.
- Idź do reszty. - mruknąłem odwracając wzrok.
- Sądzę, że to ty powinieneś ich pocieszyć, a nie ja. - odparł.
Wstałem energicznie i spojrzałem na wszystkich gniewnym wzrokiem.
- Jak widzicie będziemy skazani na ataki, być może nie każdy z nas przeżyje. Mam jednak nowe informacje, które przedstawię wam później. Nie martwcie się i pozostawcie wszystko mnie. Następnym razem was nie zawiodę. - wygłosiłem przemówienie.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, chociaż widać było, że coś im jednak nie gra.
- Rozejdźcie się, niech Ci co znają się na jakimkolwiek leczeniu zostaną z rannymi, a reszta odpocznie. - zakończyłem i odszedłem.
Gdzie się kierowałem? Do swojego domu, gdzie nic na mnie nie czekało. Tylko zmartwienia mi teraz w głowie, a do tego jeszcze te moje chrzanione porażki. * Jestem nieodpowiedzialny, ale mam dopiero 16 lat, czy inni powinni ode mnie oczekiwać tak dużo? Może jednak to ja przesadzam?* - wtedy to mnie dręczyło, co nie okazało się negatywne. Wzmacniały mnie te myśli.
Otworzyłem drzwi i usiadłem na łóżku z okropnym bólem głowy. Oparłem czoło o dłonie, a kciukami masowałem skronie w nadziei, że coś to pomoże.
Słowo "wykończony" nie pasowało tu do mnie, to coś gorszego. Po chwili padłem jak długi na łóżko i zasnąłem. Pierwsze pewnie co wam się nasuwa na myśl to "usnął, pewnie wypocznie". Niestety to nie tak miało być. Śniły mi się koszmary, budziłem się i zasypiałem, tarmosiłem po łóżku. Kilka razy spadłem na podłogę, uderzając się o głowę. W pewnym momencie ktoś zapukał do moich drzwi i krzyknął coś o jedzeniu. *Wynocha!* - wydarłem się wtedy. Jednak czego można było się spodziewać po mnie innego.
Nie mogłem spać, nie mogłem się dobudzić, czysta męczarnia. To była wieczność zanim zasnąłem w spokoju, jednak sen później był spokojny i nie było w nim nic stresującego.
sobota, 25 kwietnia 2015
Smutny czas.
Kucną przy mnie i przyjrzał się mi pobieżnie.
- Dasz radę dalej walczyć? - zapytał zdyszany.
- Ale... - spojrzałem na dziewczynę przy mnie.
- Zajmę się nią i Scarlet. - odparł i złapał dziewczynę za dłoń.
Zamarł na chwilę, po czym spojrzał na mnie ze współczuciem. Jej dłoń była lodowata, nie wiem czemu tak szybko,ale była.
- Damy radę, zbierz się do kupy.- poklepał mnie po ramieniu i zniknął wraz z ciałem.
Westchnąłem głęboko i wstałem, wtem odezwały się we mnie dawne instynkty. Ruszyłem do reszty, która była spory kawałek ode mnie. Z każdą chwilą gdy się do nich zbliżałem wiedziałem dziwne kolory, te kolory to chyba aury, o których wspominała tamta dziewczyna.
Nagle Carla dostała bardzo ostro z pazura stworzenia po plecach i padła. Dopędziłem i po sekundzie już atakowałem ptaka, chociaż ta walka była zupełnie inna, wszyscy ze wściekłością atakowali ptaszysko. Było ono na skraju wytrzymałości, ale nami prowadziła zemsta. Każdy cios zadawaliśmy bez skrupułów, do póki stworzenie nie padło.
Kiedy tylko znalazło się bezbronne na ziemi podeszliśmy wszyscy i obserwowaliśmy jak zwierzę zdycha.
- Nie powinniśmy... - mrukną Kilmian i odwrócił się, a jego aura zniknęła.
Stwór umarł w męczarniach, uważałem, że to fair po tym co nam zrobił, ale nie wiem czy powinniśmy jeszcze nad nim tak stać i przyglądać się. Gdy złapał ostatni oddech i zamknął oczy uznałem, że czas się zbierać.
- Idziemy. - odwróciłem się i ruszyłem po Carlę.
Uniosłem ją z łatwością i kierowałem się tam gdzie podejrzewałem, że będzie Charlie. Reszta ruszyła za mną, a nasze aury wygasły w tym samym momencie. Musiałem teraz przemyśleć jak by tu wytłumaczyć im co mówiła mi dziewczyna i jak ona tu trafiła. Pytanie tylko czemu wybrała mnie, w końcu mogła kogokolwiek, a to byłem JA. Wiem, że przewodziłem grupą i szefowałem im, ale czy to znaczy, że na prawdę jestem ich "Alfą"? Takie pytania często mnie męczyły w tamtym okresie, jednak czy było słuszne myśleć nad tym wszystkim? I tak wiadome było, że kiedyś się tego dowiem.
- Oliver. - usłyszałem Anastasię.
- Tak? - zapytałem nawet się nie odwracając.
- Krwawię. - powiedziała.
- Jak każdy. - zignorowałem problem.
- Mocno. -usłyszałem jak ktoś pada.
Odwróciłem się szybko, a Fioletowa leżała na ziemi z poważną raną brzucha. *IDIOTA!* - wydarłem się w myślach, przekazałem Carlę Kilmianowi i kucnąłem przy leżącej. Rozdarłem koszulkę i zawiązałem wokół jej brzucha. Sprawdziłem czy nie ma gorączki i funkcje życiowe.
- Oli, to nie twoja wina. - mruknął Alen.
- To ja wami dowodziłem. - podniosłem Anastasię i głowę miałem skierowaną w dół.
- To nic... - zaczął.
- Lepiej siedź już cicho. - zatrzymał go Dastin.
Szliśmy dalej, a ja miałem nadzieję, że ani jednej ani drugiej nic nie jest. Łudziłem się także, że Scarlet jest cała. Ahhhhh miałem dopiero 16 lat i tyle na głowie, a przecież nie tego chciałem!
- Dasz radę dalej walczyć? - zapytał zdyszany.
- Ale... - spojrzałem na dziewczynę przy mnie.
- Zajmę się nią i Scarlet. - odparł i złapał dziewczynę za dłoń.
Zamarł na chwilę, po czym spojrzał na mnie ze współczuciem. Jej dłoń była lodowata, nie wiem czemu tak szybko,ale była.
- Damy radę, zbierz się do kupy.- poklepał mnie po ramieniu i zniknął wraz z ciałem.
Westchnąłem głęboko i wstałem, wtem odezwały się we mnie dawne instynkty. Ruszyłem do reszty, która była spory kawałek ode mnie. Z każdą chwilą gdy się do nich zbliżałem wiedziałem dziwne kolory, te kolory to chyba aury, o których wspominała tamta dziewczyna.
Nagle Carla dostała bardzo ostro z pazura stworzenia po plecach i padła. Dopędziłem i po sekundzie już atakowałem ptaka, chociaż ta walka była zupełnie inna, wszyscy ze wściekłością atakowali ptaszysko. Było ono na skraju wytrzymałości, ale nami prowadziła zemsta. Każdy cios zadawaliśmy bez skrupułów, do póki stworzenie nie padło.
Kiedy tylko znalazło się bezbronne na ziemi podeszliśmy wszyscy i obserwowaliśmy jak zwierzę zdycha.
- Nie powinniśmy... - mrukną Kilmian i odwrócił się, a jego aura zniknęła.
Stwór umarł w męczarniach, uważałem, że to fair po tym co nam zrobił, ale nie wiem czy powinniśmy jeszcze nad nim tak stać i przyglądać się. Gdy złapał ostatni oddech i zamknął oczy uznałem, że czas się zbierać.
- Idziemy. - odwróciłem się i ruszyłem po Carlę.
Uniosłem ją z łatwością i kierowałem się tam gdzie podejrzewałem, że będzie Charlie. Reszta ruszyła za mną, a nasze aury wygasły w tym samym momencie. Musiałem teraz przemyśleć jak by tu wytłumaczyć im co mówiła mi dziewczyna i jak ona tu trafiła. Pytanie tylko czemu wybrała mnie, w końcu mogła kogokolwiek, a to byłem JA. Wiem, że przewodziłem grupą i szefowałem im, ale czy to znaczy, że na prawdę jestem ich "Alfą"? Takie pytania często mnie męczyły w tamtym okresie, jednak czy było słuszne myśleć nad tym wszystkim? I tak wiadome było, że kiedyś się tego dowiem.
- Oliver. - usłyszałem Anastasię.
- Tak? - zapytałem nawet się nie odwracając.
- Krwawię. - powiedziała.
- Jak każdy. - zignorowałem problem.
- Mocno. -usłyszałem jak ktoś pada.
Odwróciłem się szybko, a Fioletowa leżała na ziemi z poważną raną brzucha. *IDIOTA!* - wydarłem się w myślach, przekazałem Carlę Kilmianowi i kucnąłem przy leżącej. Rozdarłem koszulkę i zawiązałem wokół jej brzucha. Sprawdziłem czy nie ma gorączki i funkcje życiowe.
- Oli, to nie twoja wina. - mruknął Alen.
- To ja wami dowodziłem. - podniosłem Anastasię i głowę miałem skierowaną w dół.
- To nic... - zaczął.
- Lepiej siedź już cicho. - zatrzymał go Dastin.
Szliśmy dalej, a ja miałem nadzieję, że ani jednej ani drugiej nic nie jest. Łudziłem się także, że Scarlet jest cała. Ahhhhh miałem dopiero 16 lat i tyle na głowie, a przecież nie tego chciałem!
niedziela, 19 kwietnia 2015
Tajemnicza śmierć.
Kiedy spotkały się z ziemią to myślałem, że na nich stanę i złamię się w pół. Ku chwale zrobiłem podobny przewrót, który pierwszy raz mi się udał przy potknięciu.
Gdy stopy dotknęły tylko ziemi to biegłem dalej,a kiedy Scarlet już miała roztrzaskać swoje kości o ziemię złapałem ją z ledwością w ręce i przeturlałem się z nią dość spory kawałek, a na końcu uderzyłem w jakiś dom. Moje kości wydawały się łamać w okropnym stylu, ale myślałem tylko, by tej istotce z innego świata nie stała się krzywda. Padłem z krzykiem,a dziewczynę wypościłem z rąk. Nie straciłem przytomności, ale nie wiem sam czy to szczęście, czy przekleństwo przy takim wypadku. Dziewoja najwyraźniej zemdlała, bo leżała jak padła. Miałem nadzieję, że ptak zostawi nas już w spokoju, ale jego skrzekot nie dawał mi nadziei na to. Nagle ktoś przejrzysty przyklęknął obok mojej głowy.
- Boli? - Usłyszałem echo w mojej głowie.
Chciałem odpowiedzieć, ale tylko syknąłem, bo nie mogłem nic mówić.
- O. Przepraszam, zaraz wrócisz o kolegów. - Dotknęła mojej głowy przez co poczułem się o wiele lepiej.
Nagle złapałem ją za dłoń, mimo, że była niematerialna. Spojrzałem jej w oczy i zapytałem "Kim jesteś? Co my tu robimy? Czemu mi pomagasz? Co to za świat? Co oznaczają kolory?". Moje oczy przepełniała złość i wściekłość, ale skąd miałem wiedzieć, że ona nie powinna mi nić mówić.
- Jestem tu tylko po to by Cię uzdrowić. Inaczej byś nie przeżył. Kolory to wasze aury, z których będziecie z czasem czerpać moc, ty już to zrobiłe... - nagle w jej oczach pojawiły się łzy i zgięła się w pół.
Złapała mnie tylko delikatnie i uzdrowiła do końca, po czym zmarła.... Ze świata irracjonalnego przeszła do świata żywych.
Oniemiałem, nadal trzymałem jej dłoń i i nie chciałem jej puszczać, pierwszy raz ktoś umarł na moich oczach w ten sposób. Byłem przerażony i zagubiony, nie mogłem się też pozbierać. Skąd mogłem wiedzieć, że umrze? Nie mogłem, dlatego się nie obwiniałem, ale takie sytuacje robią swoje.
- Oliver! - z niemocy wyrwał mnie Charlie, który już do mnie biegł.
Gdy stopy dotknęły tylko ziemi to biegłem dalej,a kiedy Scarlet już miała roztrzaskać swoje kości o ziemię złapałem ją z ledwością w ręce i przeturlałem się z nią dość spory kawałek, a na końcu uderzyłem w jakiś dom. Moje kości wydawały się łamać w okropnym stylu, ale myślałem tylko, by tej istotce z innego świata nie stała się krzywda. Padłem z krzykiem,a dziewczynę wypościłem z rąk. Nie straciłem przytomności, ale nie wiem sam czy to szczęście, czy przekleństwo przy takim wypadku. Dziewoja najwyraźniej zemdlała, bo leżała jak padła. Miałem nadzieję, że ptak zostawi nas już w spokoju, ale jego skrzekot nie dawał mi nadziei na to. Nagle ktoś przejrzysty przyklęknął obok mojej głowy.
- Boli? - Usłyszałem echo w mojej głowie.
Chciałem odpowiedzieć, ale tylko syknąłem, bo nie mogłem nic mówić.
- O. Przepraszam, zaraz wrócisz o kolegów. - Dotknęła mojej głowy przez co poczułem się o wiele lepiej.
Nagle złapałem ją za dłoń, mimo, że była niematerialna. Spojrzałem jej w oczy i zapytałem "Kim jesteś? Co my tu robimy? Czemu mi pomagasz? Co to za świat? Co oznaczają kolory?". Moje oczy przepełniała złość i wściekłość, ale skąd miałem wiedzieć, że ona nie powinna mi nić mówić.
- Jestem tu tylko po to by Cię uzdrowić. Inaczej byś nie przeżył. Kolory to wasze aury, z których będziecie z czasem czerpać moc, ty już to zrobiłe... - nagle w jej oczach pojawiły się łzy i zgięła się w pół.
Złapała mnie tylko delikatnie i uzdrowiła do końca, po czym zmarła.... Ze świata irracjonalnego przeszła do świata żywych.
Oniemiałem, nadal trzymałem jej dłoń i i nie chciałem jej puszczać, pierwszy raz ktoś umarł na moich oczach w ten sposób. Byłem przerażony i zagubiony, nie mogłem się też pozbierać. Skąd mogłem wiedzieć, że umrze? Nie mogłem, dlatego się nie obwiniałem, ale takie sytuacje robią swoje.
- Oliver! - z niemocy wyrwał mnie Charlie, który już do mnie biegł.
Atak ptaka.
- Dobra, zbieramy się powoli. - oznajmiłem.
Odzew chłopaków był co najmniej irytujący, bo się ucieszyli. Nieroby jedne, myślą, że jutro będą mieli wolne. *Nie ma tak łatwo* - moje oczy rozbłysły i wymsknął mi się straszny uśmieszek.
- Wszystko oke? - zapytała Anastasia.
- A.E. No tak. - Kurde no, ze też musiałem wyrazić swoje szczęście w taki sposób.
- Chęć mordu dymiąca z twoich oczu o tym nie świadczyła. - zaśmiał się miecznik.
- Żebyś zaraz nie poczuł moich pięści. - warknąłem.
- No, już spokojnie. - wytknął język.
Ruszyliśmy ku chacie z jedzeniem, w radosnych nastrojach. Powoli się już ściemniało, to znaczy, był już z deczka ciemnawo, ale kto by to tam zauważył. Lubiłem zapach nocy i z tego co zauważyłem wszyscy czuli się bardziej swojo w nocy. Gdy tak szliśmy i rozmawialiśmy to nagle coś zaskrzeczało, zignorowaliśmy to, ale... Zaskrzeczało ponownie i jeszcze raz i kolejny, aż było nad nami! Sekunda i to coś leciało już ku nam z zamiarem łowów.
- Padnij! - wydarłem się jak nienormalny.
Wszyscy podali, tylko Scarlet nagle pofrunęła w górę, bo ptak ewidentnie na nią polował. Alen wykazał się inicjatywą, od razu chwycił za broń i zaczął strzelać, podczas kiedy dziewczyna rzucała się w amoku. Ami wdrapała się momentalnie na jakiś budynek i rzucała w zwierzę sztyletami.
Ptaszysko było ogromne, rozpiętość skrzydeł była imponująca, ale nie mogłem się teraz na tym skupić. Usłyszałem jakiś trzask i się odwróciłem, a Carla już trzymała odłamki jakiejś beczki i rzucała w ptaka ze wściekłością. Myślałem nad planem, ale każdy szybko podupadał, a przecież liczył się czas. Charlie w końcu nie wytrzymał i wyjął miecz, po czym pobiegł ku Ami by jej pomóc.
- Scarlet użyj umiejętności! - w końcu wpadłem na jakiś plan.
Dziewczyna mnie usłyszała i od razu jej kryształy się zaświeciły, po czym wystrzeliły jak z procy. Zwierzę zaskrzeczało z bólu i ją puściło. *No to fajno* - pomyślałem i od razu rzuciłem się do biegu. Większość skupiła się na zwierzęciu i dalej go atakowało, co było oczywiście bardzo mądre, ale później ich za to opierniczę.
Mijałem wszystkich, a dziewczę niczym piłeczka obracała się, niestety do tego się wydzierała.Ja biegłem z taka szybkością, że jak kogoś mijałem to ich aż do przodu brało bardziej. Ten powiew prędkości.... W pewnym momencie potknąłem się, wyglądało to mniej więcej jakbym leciał na twarz, w ostatnim momencie wyciągnąłem dłonie do przodu, ale...
Odzew chłopaków był co najmniej irytujący, bo się ucieszyli. Nieroby jedne, myślą, że jutro będą mieli wolne. *Nie ma tak łatwo* - moje oczy rozbłysły i wymsknął mi się straszny uśmieszek.
- Wszystko oke? - zapytała Anastasia.
- A.E. No tak. - Kurde no, ze też musiałem wyrazić swoje szczęście w taki sposób.
- Chęć mordu dymiąca z twoich oczu o tym nie świadczyła. - zaśmiał się miecznik.
- Żebyś zaraz nie poczuł moich pięści. - warknąłem.
- No, już spokojnie. - wytknął język.
Ruszyliśmy ku chacie z jedzeniem, w radosnych nastrojach. Powoli się już ściemniało, to znaczy, był już z deczka ciemnawo, ale kto by to tam zauważył. Lubiłem zapach nocy i z tego co zauważyłem wszyscy czuli się bardziej swojo w nocy. Gdy tak szliśmy i rozmawialiśmy to nagle coś zaskrzeczało, zignorowaliśmy to, ale... Zaskrzeczało ponownie i jeszcze raz i kolejny, aż było nad nami! Sekunda i to coś leciało już ku nam z zamiarem łowów.
- Padnij! - wydarłem się jak nienormalny.
Wszyscy podali, tylko Scarlet nagle pofrunęła w górę, bo ptak ewidentnie na nią polował. Alen wykazał się inicjatywą, od razu chwycił za broń i zaczął strzelać, podczas kiedy dziewczyna rzucała się w amoku. Ami wdrapała się momentalnie na jakiś budynek i rzucała w zwierzę sztyletami.
Ptaszysko było ogromne, rozpiętość skrzydeł była imponująca, ale nie mogłem się teraz na tym skupić. Usłyszałem jakiś trzask i się odwróciłem, a Carla już trzymała odłamki jakiejś beczki i rzucała w ptaka ze wściekłością. Myślałem nad planem, ale każdy szybko podupadał, a przecież liczył się czas. Charlie w końcu nie wytrzymał i wyjął miecz, po czym pobiegł ku Ami by jej pomóc.
- Scarlet użyj umiejętności! - w końcu wpadłem na jakiś plan.
Dziewczyna mnie usłyszała i od razu jej kryształy się zaświeciły, po czym wystrzeliły jak z procy. Zwierzę zaskrzeczało z bólu i ją puściło. *No to fajno* - pomyślałem i od razu rzuciłem się do biegu. Większość skupiła się na zwierzęciu i dalej go atakowało, co było oczywiście bardzo mądre, ale później ich za to opierniczę.
Mijałem wszystkich, a dziewczę niczym piłeczka obracała się, niestety do tego się wydzierała.Ja biegłem z taka szybkością, że jak kogoś mijałem to ich aż do przodu brało bardziej. Ten powiew prędkości.... W pewnym momencie potknąłem się, wyglądało to mniej więcej jakbym leciał na twarz, w ostatnim momencie wyciągnąłem dłonie do przodu, ale...
środa, 8 kwietnia 2015
Kłótnia o mapę.
Praca była ostra, ale przyjemna. Tak jakbyśmy byli stworzeni specjalnie dla siebie. Mapa w każdej chwili miała coraz więcej do pokazania nam, a chodzi mi tu o tereny. Godziny jednak leciały, a my w męczyliśmy się przez głód.
- Oliiii! - Charlie krzyknął do mnie.
- Co? - zapytałem z irytacją.
- Chodźmy odpocząć! - no musiał się drzeć głupek jeden.
- Zamknij się i pracuj. - burknąłem.
- Czemu?! - on myślał chyba, że aj jakiś głuchy jestem.
Chłopacy uznali, że wychodzę z siebie i zaczęli pracować jeszcze ostrzej, a ja oderwałem się od pracy i podszedłem do wesołka, który darł mordę na pół miasta. Zbliżyłem swoje usta do jego ucha i z całych sił wydarłem się " Powiedziałem, że masz pracować!", na co oszołomiony kolega złapał się za ucho i ze wzrokiem skarconego dziecka odparł "Jesteśmy zmęczeni, czemu mamy nie odpoczywać?".
- Ponieważ im więcej zrobimy teraz tym mniej na później. Dochodzi jeszcze to, że są tu potwory, które atakują. - wytłumaczyłem już bez darcia mordy.
- To może zrobilibyśmy sobie broń i zaczęli ćwiczyć,a nie dusimy się tutaj jak sardynki. - naburmuszył się.
- A gdzie chcesz ćwiczyć? - zapytałem z drwiącym śmiechem.
- No... Znajdziemy raz dwa jakieś miejsce. - odparł.
- Nie wnerwiaj mnie, wiesz, że głupkiem nie jestem,a ty nie chcesz ćwiczyć tylko usadzić dupę i zjeść. - jak zwykle prześwietlam wszystkich na wskroś.
- Racja... - mruknął.
- Nie trać czasu i składaj mapę. - odwróciłem się i dalej robiłem swoje.
Na tym się skończyły bunty, a pergamin rozrastał się i widać było już coraz większy obszar, tylko był mały problem. Poprzednicy najwyraźniej nie znali skali i to był skrawek zwiedzonych ziem. Możliwe, że resztę będziemy musieli odkryć sami.
Nagle do sali weszły dziewczyny w dobrych humorach z "ambrozje", co pocieszyło moich towarzyszy. Alanowi buzia się śmiała jak nie wiem co gdy tylko zobaczył Aylin. Zaczęły się rozmowy i usiedliśmy w kółkach, albo tak jak kto chciał z kim. Ja rozsiadłem się z Anastasią i Charliem.
- Jak wam idzie? - zapytała dziewczyna.
- Dobrze, ale to nie jest mapa świata, czy choćby kontynentu. - skrzywiłem się.
- Ważne, że chociaż coś. - optymistyczny chłopak z tego miecznika.
- Ma rację, nie bądźmy negatywnie nastawieni. - uśmiechnęła się, chyba po raz pierwszy raz w życiu.
Taaa widać po niej było, że nigdy jakoś nie miała do czynienia z ludźmi jakoś bliżej. Jednak to nie miało większego znaczenia.
- Oliiii! - Charlie krzyknął do mnie.
- Co? - zapytałem z irytacją.
- Chodźmy odpocząć! - no musiał się drzeć głupek jeden.
- Zamknij się i pracuj. - burknąłem.
- Czemu?! - on myślał chyba, że aj jakiś głuchy jestem.
Chłopacy uznali, że wychodzę z siebie i zaczęli pracować jeszcze ostrzej, a ja oderwałem się od pracy i podszedłem do wesołka, który darł mordę na pół miasta. Zbliżyłem swoje usta do jego ucha i z całych sił wydarłem się " Powiedziałem, że masz pracować!", na co oszołomiony kolega złapał się za ucho i ze wzrokiem skarconego dziecka odparł "Jesteśmy zmęczeni, czemu mamy nie odpoczywać?".
- Ponieważ im więcej zrobimy teraz tym mniej na później. Dochodzi jeszcze to, że są tu potwory, które atakują. - wytłumaczyłem już bez darcia mordy.
- To może zrobilibyśmy sobie broń i zaczęli ćwiczyć,a nie dusimy się tutaj jak sardynki. - naburmuszył się.
- A gdzie chcesz ćwiczyć? - zapytałem z drwiącym śmiechem.
- No... Znajdziemy raz dwa jakieś miejsce. - odparł.
- Nie wnerwiaj mnie, wiesz, że głupkiem nie jestem,a ty nie chcesz ćwiczyć tylko usadzić dupę i zjeść. - jak zwykle prześwietlam wszystkich na wskroś.
- Racja... - mruknął.
- Nie trać czasu i składaj mapę. - odwróciłem się i dalej robiłem swoje.
Na tym się skończyły bunty, a pergamin rozrastał się i widać było już coraz większy obszar, tylko był mały problem. Poprzednicy najwyraźniej nie znali skali i to był skrawek zwiedzonych ziem. Możliwe, że resztę będziemy musieli odkryć sami.
Nagle do sali weszły dziewczyny w dobrych humorach z "ambrozje", co pocieszyło moich towarzyszy. Alanowi buzia się śmiała jak nie wiem co gdy tylko zobaczył Aylin. Zaczęły się rozmowy i usiedliśmy w kółkach, albo tak jak kto chciał z kim. Ja rozsiadłem się z Anastasią i Charliem.
- Jak wam idzie? - zapytała dziewczyna.
- Dobrze, ale to nie jest mapa świata, czy choćby kontynentu. - skrzywiłem się.
- Ważne, że chociaż coś. - optymistyczny chłopak z tego miecznika.
- Ma rację, nie bądźmy negatywnie nastawieni. - uśmiechnęła się, chyba po raz pierwszy raz w życiu.
Taaa widać po niej było, że nigdy jakoś nie miała do czynienia z ludźmi jakoś bliżej. Jednak to nie miało większego znaczenia.
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Wyjście po zioła. - Aylin
Gdy chłopacy wyszli Ami wystrzeliła jak z procy, krzycząc coś o ziołach. Ja, wraz z resztą ruszyłyśmy w stronę lasu za krzykaczką, która zwinnym krokiem zasuwała przed nami.
- Co my mamy w ogóle zbierać? - mruknęłam zirytowana.
- Zioła, obojętnie jakie! - krzyknęła wesolutko Amcia.
- Dobra dziewczyny, to dajmy z siebie wszystko. - pokrzepiłam wszystkich do pracy.
Słońce świeciło, jednak nie było upału, a poza tym byłyśmy w lesie, to cień nas przed wszystkim ochraniał.
Kiedy tak szłyśmy i zbierałyśmy zioła (każda w swoim tempie i w pewnej odległości) zauważyłam, że czuję się tu jakaś szczęśliwsza, pełniejsza życia. Prawdopodobnie to dzięki tym ludziom poznałam coś co powinnam znać już od dawna, a nie było mi to zapewnione w innym świecie. Czyżby Mayu chciała nas uszczęśliwić i dopełnić? Nie dzieliłam się swoimi odczuciami i pomysłami, dlatego też nie znałam odpowiedzi na moje pytania.
Z rozmyśleń wyrwał mnie szok na widok pięknej polany usłanej kwiatami i ziołami. Wszystkie stanęłyśmy onieśmielone tym widokiem i wpatrywałyśmy się przez jakąś minutę w majestatyczny teren.Gdy się ocknęłyśmy ruszyłyśmy tam powolnie, oprócz naszej najmłodszej kompanki, która wybiegła na sam środek i padła na plecy. Kiedy ona tak sobie leżała, my brałyśmy się do roboty. Po pewnym czasie jednak dałyśmy się okiełznać błogiemu spokojowi i aromatom unoszącym się wokół nas. Rozłożyłyśmy się i cieszyłyśmy daną chwilą.
Tu czas nie płyną tak szybko i nieubłaganie, czy też bezsensownie i stresująco jak w naszym świecie tragedii i bólu. Odczuwałam teraz coś na podobę niewiarygodnej radości, chyba nie ma określenia na to słowo w moim czy też innym języku. Uczucie nie do opisania, ciekawi mnie czy ludzie w dawnych czasach też się tak czuli. Najistotniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że niedawno jeszcze ktoś nas atakował, czuliśmy niepokój i brakowało nam odpowiedzi an wiele pytań, a teraz? Teraz się to nie liczy, jest bez znaczenia!
Jedyne co było problematyczne, to to, że tu tak na prawdę czas nie stoi w miejscu i musimy się zbierać. Usiadłam mozolnie w pozycji virasana i popatrzyłam na dziewczęta.
- Musimy już wracać. - powiedziałam nie zbyt chętnie.
- Musimy? - zapytała Amcia rozpaczliwym głosem.
- Niestety. - skrzywiłam się nieco.
Wszystkie dziewczyny niezadowolone z decyzji jaką podjęłam wstały i ruszyły ze mną w drogę powrotną, wraz z ziołami. Po drodze rozmawiałyśmy o drobiazgach, poznawałyśmy się nawzajem i śpiewałyśmy piosenki. Niczym dzieci z podstawówki, ale nie miałyśmy innego wyjścia, chodzenie w ciszy nie sprzyja nawiązaniu głębszych relacji. Po dłuższym czasie dotarłyśmy do "domu" i ułożyłyśmy zioła w jadalni, gdzie stał duży dzban z wodą, w której pływały plasterki cytryny. Obok spoczywały szklanki, na tacy. To samo było na dwóch stołach, tylko na jednym były jeszcze jakieś kanapki.
- Chłopacy chyba jeszcze nie wrócili. - powiedziała zmartwiona Scarlet.
- Myślę, że dla nas jest tylko picie, a dla nich jedzenie i picie. - rozmyślałam na głos.
- Może zanieśmy im to. - Ami klasnęła w dłonie.
- Chyba śnisz. - warknęła Carla.
- A co? Nie chcesz wiedzieć jak im idzie? Może coś odkryli? - postawa Carli wciąż niezmienna.
- Nie kłóćmy się. - wtrąciła Anastasia.
- Co racja to racja. Napijmy się, a później pójdziemy do chłopaków. - usiadłam przy stole.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność, czas nie szedł w czasie z weną :/.
- Co my mamy w ogóle zbierać? - mruknęłam zirytowana.
- Zioła, obojętnie jakie! - krzyknęła wesolutko Amcia.
- Dobra dziewczyny, to dajmy z siebie wszystko. - pokrzepiłam wszystkich do pracy.
Słońce świeciło, jednak nie było upału, a poza tym byłyśmy w lesie, to cień nas przed wszystkim ochraniał.
Kiedy tak szłyśmy i zbierałyśmy zioła (każda w swoim tempie i w pewnej odległości) zauważyłam, że czuję się tu jakaś szczęśliwsza, pełniejsza życia. Prawdopodobnie to dzięki tym ludziom poznałam coś co powinnam znać już od dawna, a nie było mi to zapewnione w innym świecie. Czyżby Mayu chciała nas uszczęśliwić i dopełnić? Nie dzieliłam się swoimi odczuciami i pomysłami, dlatego też nie znałam odpowiedzi na moje pytania.
Z rozmyśleń wyrwał mnie szok na widok pięknej polany usłanej kwiatami i ziołami. Wszystkie stanęłyśmy onieśmielone tym widokiem i wpatrywałyśmy się przez jakąś minutę w majestatyczny teren.Gdy się ocknęłyśmy ruszyłyśmy tam powolnie, oprócz naszej najmłodszej kompanki, która wybiegła na sam środek i padła na plecy. Kiedy ona tak sobie leżała, my brałyśmy się do roboty. Po pewnym czasie jednak dałyśmy się okiełznać błogiemu spokojowi i aromatom unoszącym się wokół nas. Rozłożyłyśmy się i cieszyłyśmy daną chwilą.
Tu czas nie płyną tak szybko i nieubłaganie, czy też bezsensownie i stresująco jak w naszym świecie tragedii i bólu. Odczuwałam teraz coś na podobę niewiarygodnej radości, chyba nie ma określenia na to słowo w moim czy też innym języku. Uczucie nie do opisania, ciekawi mnie czy ludzie w dawnych czasach też się tak czuli. Najistotniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że niedawno jeszcze ktoś nas atakował, czuliśmy niepokój i brakowało nam odpowiedzi an wiele pytań, a teraz? Teraz się to nie liczy, jest bez znaczenia!
Jedyne co było problematyczne, to to, że tu tak na prawdę czas nie stoi w miejscu i musimy się zbierać. Usiadłam mozolnie w pozycji virasana i popatrzyłam na dziewczęta.
- Musimy już wracać. - powiedziałam nie zbyt chętnie.
- Musimy? - zapytała Amcia rozpaczliwym głosem.
- Niestety. - skrzywiłam się nieco.
Wszystkie dziewczyny niezadowolone z decyzji jaką podjęłam wstały i ruszyły ze mną w drogę powrotną, wraz z ziołami. Po drodze rozmawiałyśmy o drobiazgach, poznawałyśmy się nawzajem i śpiewałyśmy piosenki. Niczym dzieci z podstawówki, ale nie miałyśmy innego wyjścia, chodzenie w ciszy nie sprzyja nawiązaniu głębszych relacji. Po dłuższym czasie dotarłyśmy do "domu" i ułożyłyśmy zioła w jadalni, gdzie stał duży dzban z wodą, w której pływały plasterki cytryny. Obok spoczywały szklanki, na tacy. To samo było na dwóch stołach, tylko na jednym były jeszcze jakieś kanapki.
- Chłopacy chyba jeszcze nie wrócili. - powiedziała zmartwiona Scarlet.
- Myślę, że dla nas jest tylko picie, a dla nich jedzenie i picie. - rozmyślałam na głos.
- Może zanieśmy im to. - Ami klasnęła w dłonie.
- Chyba śnisz. - warknęła Carla.
- A co? Nie chcesz wiedzieć jak im idzie? Może coś odkryli? - postawa Carli wciąż niezmienna.
- Nie kłóćmy się. - wtrąciła Anastasia.
- Co racja to racja. Napijmy się, a później pójdziemy do chłopaków. - usiadłam przy stole.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność, czas nie szedł w czasie z weną :/.
Subskrybuj:
Posty (Atom)