środa, 26 października 2016

Cud.


Zwykle patrzę w niebo, ponieważ kocham gwiazdy. Dzisiaj jednak z nieba spada coś na ziemię. Jest zimne i mokre, przy czym szybko zamienia się w krople wody po dotknięciu ziemi.
Spojrzałam w górę, a na mój lewy policzek spadł zimny, biały śnieg. Przymknęłam oko, dmuchnęłam ciepłym powietrzem z ust i poczułam jak po moim poliku płynie kropla, co skutkowało łaskotaniem po twarzy. Dotknęłam dłonią skóry i osuszyłam ją. Wyciągnęłam rękę przed siebie i ze zdziwieniem obserwowałam, jak co chwila spadają na nią małe śnieżynki.
Od palców, aż po nadgarstki czułam kostnienie, zimno i pieczenie. Dłonie nabierały różowego koloru, a następnie czerwonego. Ja zaś z radosnymi iskierkami w oczach obserwowałam zjawisko przede mną zachodzące. Czułam podekscytowanie, zdziwienie.
Świat wokół zrobił się nieważny, ważne było tylko ja i niebo, niebo i ja.
Wiatr sprawiał, że moje włosy powiewały razem z płaszczem i spódnicą. Moje poliki piekły, uszy marzły, nogi drżały, nos czerwieniał. Ja natomiast doznawałam cudu, jakim był śnieg. I nic, ani nikt nie był ważniejszy od tego magicznego, wspomnienia, które właśnie witało mój umysł i ciało. ~Margo


niedziela, 23 października 2016

Miłość?

Miłość?
Moim zdaniem... Nie. Uważam, że... Też nie.
Widzę, przedstawiam, wizualizuje, przeżywam, odczuwam  miłość.
Może ona być ukrywana, pokazywana w prost.
Możemy widzieć ją na ulicy, w domu, w ogrodzie, w samochodzie, w kawiarni, na zabawie, w łazience, w pokoju, przy kuchence, przy myciu szklanek, na koncercie, w wodzie, na wodzie, w niebie, na niebie. I we wszystkim co widzisz.
Możesz ją odczuwać, pokazywać, nawiązywać do niej.
Nie ma na nią dobrych rad, nikt jej nigdy nie zapomni, każdy może jej przeszkodzić.
Czasami może być za silna, czasami za słaba.
Czasem może doprowadzić do śmierci, spowodować śmierć.
Jest ona wieczna, odczuwalna dla każdego na inny sposób, sprawiająca przyjemność.
Czasami daje nam piękne wspomnienia, uzupełnia nasze życie.
Czasami może doprowadzić do nieba, spowodować, że zaczniemy żyć na nowo.
Miłość to osoba, hobby, praca, zwierzęta, rośliny, kawa, herbata, obrazy, rysunki, piosenki, jedzenie, rzeczy widzialne i niewidzialne.
Jednak nadal "Miłość" to tylko słowo.


Kiedyś i teraz.



Kiedyś cierpiałam przez brak zrozumienia, chęci do pomocy, zrezygnowanie, krzyki i wyżywanie.
Cierpiałam przez przyjaciół, problemy z nimi i naukę.
Cierpiałam przez rodzinę, poczucie samotności, odizolowania, chęć samotności.
Cierpiałam przez wiele rzeczy kiedyś.
Teraz cierpię przez te wszystkie rzeczy na raz, doszły tylko oczekiwania innych wobec mnie, które nie pozwalają ruszyć mi z miejsca.
Cierpię przez ignorancję, chęć zrównania mnie z kretynką, kuciem w moje serce z nieznanymi mi zamiarami tej drugiej osoby.
Cierpię przez melancholię, brak czasu dla kogokolwiek, apatię.
Cierpię, bo ludzie myślą, że to normalne, że nie mam uczuć w sobie, że do czegoś się nie nadaję.
Czy to poprawne? Może ktoś mi powie, że za bardzo przeżywam?
Proponuję zastanowić się nad własnym postępowaniem, własnymi problemami, ubytkami, wtedy móc myśleć o mojej słabej stronie.






poniedziałek, 17 października 2016

Nasz świat, nie wasz.

Dzisiaj wstałam dość zmęczona, na barkach jeszcze nic nie niosłam, więc spokój pozwalał bić memu sercu własnym rytmem.
Do póki nie nadeszła ta zmora, która prowokuję, by stres niszczył mnie od środka. Zajmuje po kolei najpierw mózg, później serce. Mimo, że to niosę tak nisko na moich plecach, że broda wręcz ciska o ziemię za każdym krokiem, to nie poddaję się. Uśmiecham się i pokazuje innym, coś czego spodziewają się po mnie każdego dnia. Oni tego nie potrafią, narzekają, pytają, cierpią wewnątrz i z zewnątrz. Im jest prościej, chociaż tego nie wiedzą. My ludzie zamknięci, mimo, że tak otwarci, cierpimy potajemnie.
Nasze obrazki różnią się od innych, bo my nie rysujemy siebie i tła wokół. My bierzemy czarną kartkę i dwie kredki. Jedną rysujemy nas z zewnątrz, a drugą wewnątrz. Spoglądamy na nią i chowamy głęboko w cierniste zarośla. Kaleczymy się przy tym do krwi, ale mimo, że ciekną ciurkiem łzy... My ciągle przyodziewamy na siebie te same miny.
Sądzimy, że skoro dla nas to trudne, to dla innych będzie to jeszcze gorsze. Dzielimy się przyziemnymi rzeczami, a tymi wyższymi tylko między sercem, a rozumem.
Nie krzyczymy uczuciami, krzyczymy tylko myślami. Wiemy czego nie zdradzać, jak grać rolę w danym towarzystwie. To takie naturalne, że nie gubimy się w kłamstwach. Dzielimy się na wiele osób, przy czym sami się nie znamy. Zastanawiamy czemu to tak boli, w końcu innych boli to mniej.
My nie pokazujemy bólu na skórze, złych wspomnień na papierze, za pomocą dźwięków nie informujemy o nastroju, strojem nie wyrażamy siebie. My płaczemy cicho w koncie, zatykamy usta dusząc się powolnie, a gdy wszystko z nas spłynie, mamy siłę by podnieść się drżąc na nogach.
Widzimy to tylko my, a reszta nie ma prawa nas zobaczyć, to byłoby jak spłoszenie zwierzęcia, które właśnie wyczuło czyjąś obecność, która tworzy zagrożenie dla życia.
I chociaż wy nie wiecie o tym, że my tacy jesteśmy to wciąż będziemy żyć w ukryciu, przed waszym prostym światem. Nie wiecie czemu, ale nie moglibyście tego wiedzieć, skoro my wciąż jeszcze tego nie odkryliśmy.
My na barkach nosimy kilka światów, jesteśmy inteligentni w inny sposób, ale tym się nie afiszujemy. Wy tylko widzicie jeden świat, który wbrew waszemu myśleniu nie jest taki ciężki do uniesienia.